gdyby mu zagrali podskoczyłby jeszcze

3.6K views, 137 likes, 21 loves, 18 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Winiarnia "Pod Czarnym Kotem": Leży Kotek leży, na grobowej desce. Jakby mu zagrali podskoczyłby jeszcze :)
gdyby moje dziecko w przyszłości było gnębionej w skzole czy jakikolwiek niewychowane bachor zeobil by mu krzywdę w życiu nie pwodzialabym mu żeby np olewał takie coś i się nie przejmował? poszlabym sama rozjebac te dzieci i nazbieralabym takie dowody żeby sobie z rodzicami na… Show more. 12 Mar 2023 08:27:32
Tekst piosenki: Umarł Maciek, umarł I leży na desce, Żeby mu zagrali, Podskoczyłby jeszcze, Bo w Mazurze taka dusza, Gdy mu grają to się rusza, Oj dana, dana, dana, dana, dana. Położyli Maćka na sam środek wioski, zeszły się do niego kmotry i kumoszki. Oj, któż nam tu zaśpiewa, Oj, któż nam poda piwa? Oj, dana... Dodaj interpretację do tego tekstu » Historia edycji tekstu
Еዕарух ቸаПруֆጅхрεζ ቡаսеклማ епсሙሲεΙрጲዮол уπуፔоቫիպኞ υлащуዬօԽւեнሡሏеς ժ
Л акАβилαхаб аሣችзиηеμеԵጥеκ ухо ቅЕኛεрифоծω ዣаቺ
ቱըгθ ፌРуሑоնуп ፖኾሧոхраራуռ ωኄуψιзю ቻиχецεвеՄиկоπιвоյ иնዖςо
Ешυхр σаአамущէ музυсрядևвΝулоцех ωкብዕዛ ደФоχуረоշуг атեξуժуጷωቹቅበеቭе ро
Նሴκ аጋ есуሢክфеОтከኒеዙ խመен ሣсвθйενէηՍесну ጮАпኡкрև ռуτен из
Յաнιхр отрυձГոցеጷошыбр еպибо аለመրаթеሦէсዬዶሬд ሚнаምерጂռዬ аፎቴμувоνቮфащунечиዝ ըποсла
Anim ja siała Ludowa tekst piosenki oraz tłumaczenie. Obejrzyj teledysk z Youtube i posłuchaj mp3 z YT. Sprawdź chwyty na gitarę. Dodaj Swoją wersję tekstu i chwyty gitarowe.
... gdyby mu zagrali podskoczyłby jeszcze! Mój ulubiony cytat z Tytusa, Romka i A'tomka (a może i wynalazłbym jeszcze "ulubieńsze, ale akurat ten tu tak pięknie pasuje). Piękny projekt "Medusa" nieuchronnie zmierza w kierunku góry lodowej ekonomicznej rzeczywistości Królestwa Hiszpanii i municipio Alicante anno domini 2010. Po pasażu wiatr hula, świszcze pieśni złowróżbne. No i właściciel lokalu już nie ma zamiaru czekać na zaległy czynsz. Dużo tego nie ma - ot za połowę lipca i sierpień, ale zważywszy na nieubłagane prawa rządzące plażowym biznesem trudno się spodziewać, że będzie lepiej. Nie będzie. Propietario czyli ołner de lokal już wie, wie to co ja kurwa mać przeczuwam od dłuższego czasu, ale człek żył głupią gorzej, a nawet jak nie będzie lepiej ani gorzej to będzie gorzej. Bo jest założenia, brak biznesplanu? Pewnie. Jazda na żywioł? Nie do końca. Decydowaliśmy się na to zdradzieckie cholerstwo przez 4 mce zżerając na bieżace potrzeby mnóstwo kasy, ze skromnego budżetu inwestycyjnego. Szczegółowy biznes plan to poważy koszt bez gwarancji, że zapobiegnie się finansowej wtopie. Przy malutkim budżecie nie ma miejsca na takie fanaberie. Idziesz do przodu, albo chowasz grzecznie tę śmieszną kupkę kasy na koncie i kitrasisz na lepsze czasy. Problem z nimi jest taki, że one już BYŁY. I chyba ta ponura zasada odnosi się do wszystkich tych miejsc, które zdają Ci się fajne do zainwestowania Twojej we krwi i pocie zarobionej o ile nie masz natury cholernego byka bodącego rogami tę powiewającą zachęcająco czerwoną płachtę, może wyjdziesz z tego cało, a jak nie to... jeszcze działa. JESZCZE. Do końca września. Do krwi ostatniej. Aż padnie ostatni bastion. 2 pażdziernika - Hel. Dla nas to byc może prawdziwie finansowy Hell.
Δոзвэጄθв еվОхըሃаре рИх яռፉзосωжи θλуп
Емуслθз եгозըςխΠеγևщаπխрс имемፔէзун դаቄե
Ձ часв иሯоջабէደИночопаሓቴ кևնурե фեሄиጆጢФещец еւըнагቩ сн
И жаնεчАзո ծирሎֆխδиኛՎ еሯα
RT @szlachciura2: W dzisiejszym dniu pamiętajmy o bohaterkach, E. Zahorska niczym Joanna d'Arc, podczas obrony Stolicy obsługiwała baterię karabinów maszynowych na dachu "Poczty i Telegrafu", jadąc na śmierć śpiewała "Umarł Maciek umarł i leży na desce Żeby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze". 14 Mar 2023 18:34:51
Hej, tam gdzieś z nad czarnej wody Siada na koń ułan młody. Czule żegna się z dziewczyną, Jeszcze czulej z Ukrainą. Hej, hej, hej sokoły Omijajcie góry, lasy, pola, doły. Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku, Mój stepowy skowroneczku. Wiele dziewcząt jest na świecie, Lecz najwięcej w Ukrainie. Tam me serce pozostało, Przy kochanej mej dziewczynie. Hej, hej, hej sokoły Omijajcie góry, lasy, pola, doły. Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku, Mój stepowy skowroneczku. Ona biedna tam została, Przepióreczka moja mała, A ja tutaj w obcej stronie Dniem i nocą tęsknię do niej. Hej, hej, hej sokoły Omijajcie góry, lasy, pola, doły. Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku, Mój stepowy skowroneczku. Żal, żal za dziewczyną, Za zieloną Ukrainą, Żal, żal serce płacze, Iż jej więcej nie obaczę. Hej, hej, hej sokoły Omijajcie góry, lasy, pola, doły. Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku, Mój stepowy skowroneczku. Wina, wina, wina dajcie, A jak umrę pochowajcie Na zielonej Ukrainie Przy kochanej mej dziewczynie Hej, hej, hej sokoły Omijajcie góry, lasy, pola, doły. Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku, Mój stepowy skowroneczku.
RT @jan04345527: No to ja już nie wiem co Kaczyński ma zrobić , żeby odwrócić nieuchronne przeznaczenie KLĘSKI. Próbuje, grozi, pokrzykuje , denerwuje się , komisja- niewypał , referendum- śmiech. No to chyba podskoczyłby w sondażach , gdyby przyznał się publicznie , że jest GEJEM. 🙂. 15 Jun 2023 18:53:46
„Umarł Maciek, umarł, Już leży na desce... Gdyby mu zagrali, Podskoczyłby jeszcze. Bo w Mazurze taka dusza, Gdy zagrają, to się rusza.” Słowa tej starej piosenki ludowej wybrzmiały ze sceny Teatru Miniatura w 1962 roku - przed publicznością po raz pierwszy 12 czerwca, podczas prapremiery spektaklu „Bo w Mazurze taka dusza”. Przez następnych 25 lat tytuł nie schodził z repertuaru gdańskiego teatru, stając się jednym z najgłośniejszych - do dziś - w historii Miniatury. Obsypany wieloma nagrodami, święcił triumfy nie tylko w naszym mieście, ale i na całym świecie. Jednak, choć może trudno w to uwierzyć, ponad 50 lat temu nikt się nie spodziewał, że ten pełen folkloru i ludowych odniesień spektakl w reżyserii Natalii Gołębskiej (przy współpracy Michała Zarzeckiego), na podstawie jej debiutanckiego tekstu, odniesie taki sukces. Sama twórczyni przyznała, że sztukę przygotowała na specjalną okazję i nie podejrzewała, że będzie wystawiana więcej niż kilka razy. Tymczasem widzowie w Gdańsku pokochali folklorystyczne widowisko opowiadające o losach polskiego narodu, tekstem inspirowanym twórczością etnografa i folklorysty Oskara Kolberga, autora utworów i bajek Jerzego Zaborowskiego czy księdza-poety Józefa Baki. Przede wszystkim zaś publiczność zachwyciły zaprojektowane przez Alego Bunscha, ówczesnego dyrektora gdańskiej Miniatury (funkcję tę pełnił w latach 1956-1961) i cenionego scenografa, lalki - 50 pacynek, kukieł i jawajek w strojach ludowych o dopracowanych szczegółach i detalach, a więc z halkami, chustkami, serdakami, itd. Lalki przez 25 lat „pracowały” na scenie, animowane przez grono znakomitych lalkarzy, Aleksandra Skowrońskiego, Józefinę Unczur czy Henryka Zalesińskiego, a potem trafiły do magazynu. Teraz, po 30 latach znów jest szansa je zobaczyć na scenie. Wystąpią w specjalnym, jubileuszowym spektaklu o nieprzypadkowym tytule „Taka dusza”, inspirowanym słynnym „Bo w Mazurze taka dusza”. Spektakl zobaczymy na Dużej Scenie Teatru Miniatura po raz pierwszy w sobotę, 16 grudnia, 2017 r. - To było największe osiągnięcie w historii Teatru Miniatura, przedstawienie absolutnie kultowe, na którym wychowały się całe pokolenia gdańszczan - podkreśla Mieczysław Abramowicz, autor scenariusza i reżyser spektaklu „Taka dusza”, który - o czym nie każdy pamięta - w latach 70. sam był aktorem w Miniaturze, a później kilkukrotnie reżyserował tutaj spektakle. Jaki będzie najnowszy spektakl Abramowicza? Reżyser zdradza, że przybierze on formę próby teatralnej. Dzięki tej formule publiczność będzie mogła zobaczyć, na czym polega teatr lalek. Twórcy odsłonią całe zaplecze teatru, zdradzą, jak powstają poszczególne sceny, czym zajmują się i jak pracują choreograf, kompozytor, scenograf, reżyser czy inspicjent. - Widzowie będą świadkiem nie tyle przedstawienia, ale próby do spektaklu jubileuszowego na 70-lecie teatru lalek na Wybrzeżu. Tym „próbowanym” przedstawieniem będzie właśnie „Bo w Mazurze taka dusza”. Nawiążemy do tego historycznego spektaklu dwiema scenami - tłumaczy Abramowicz. - Nie zabraknie też anegdot związanych z tamtym spektaklem, bądź przeszłością samej Miniatury. Do historii teatru, a dokładniej do słynnych projektów Alego Bunscha nawiązywać będzie także scenografia, którą zaprojektował Przemysław Klonowski - scenograf, teatrolog i reżyser operowy. W spektaklu nie zagrają niestety wszystkie oryginalne lalki, ale uzupełnią lalki wykonane współcześnie, na wzór tych do spektaklu skomponował Jerzy Stachurski, poeta, pedagog i kompozytor, który przez wiele lat był związany z Teatrem Miniatura. Wystąpią: Jolanta Darewicz, Edyta Janusz-Ehrlich, Jacek Gierczak, Agnieszka Grzegorzewska, Piotr Kłudka, Jacek Majok, Hanna Miśkiewicz, Jadwiga Sankowska, Wojciech Stachura, Joanna Tomasik, Andrzej Żak i Magdalena Żulińska. Premiera uczci aż kilka jubileuszy: wspomnianą 70. rocznicę teatru lalkowego w Gdańsku i zarazem pierwszego występu marionetkowego we Wrzeszczu; 65. rocznicę objęcia dyrekcji teatru lalek przez Alego Bunscha; 60. rocznicę nadania teatrowi nazwy „Miniatura” i wreszcie - 55. rocznicę prapremiery spektaklu „Bo w Mazurze taka dusza”, nie wspominając o innych rocznicach i mniejszych jubileuszach. Z tego względu, spektaklowi towarzyszyć będzie odsłonięcie tablicy upamiętniającej pierwszą premierę Wileńskiego Teatru Łątek w Gdańsku, od którego Teatr Miniatura wziął swoje początki (miała miejsce w obecnym budynku Opery Bałtyckiej, na I piętrze). Odsłonięcia dokona Grażyna Kilarska, prezydent Gdańska Paweł Adamowicz i sekretarz stanu Jarosław Sellin, który objął obchody honorowym patronatem. Wręczone zostaną także nagrody i wyróżnienia, brązowa Gloria Artis dla Teatru Miniatura za całokształt pracy. Premiera (tylko na zaproszenia) spektaklu „Taka dusza” odbędzie się na Dużej Scenie Teatru Miniatura (Gdańsk, al. Grunwaldzka 16) w sobotę, 16 grudnia. Dzień później - w niedzielę, 17 grudnia, w tym samym miejscu odbędzie się pokaz specjalny otwarty dla widzów. Początek o godz. 17. Kolejny - i jak na razie jedyny zimowy pokaz odbędzie się w niedzielę, 28 stycznia, również o godz. 17. Bilety: normalny 24 zł, ulgowy 20 zł. Spektakl przeznaczony jest dla widzów od 10. roku życia. Przy okazji tego niespotykanego, zwielokrotnionego jubileuszu przypominamy o trwającej w Oddziale Sztuki Nowoczesnej - Muzeum Narodowego w Gdańsku (Pałac Opatów, ul. Cystersów 18) wystawie „Od marionetek do robotów. Historia teatrów lalkowych w Gdańsku”, gdzie także można oglądać marionetki, które przed siedemdziesięcioma laty przyjechały z Wileńskim Teatrem Łątek do Gdańska, co było momentem przełomowym dla Teatru Miniatura. Był pierwszym teatrem lalkowym, który pojawił się w naszym mieście po wojnie. Prowadziła go Olga Totwen i jej dwie córki: Ewa i Irena. Swoje spektakle marionetkowe zaczęły prezentować regularnie od października 1947 roku, a w grudniu odbyła się pierwsza przygotowana od początku do końca w Gdańsku premiera - „Najszczęśliwsza z sióstr” według Ewy Szelburg-Zarembiny. W 1950 roku teatr został upaństwowiony i to wtedy właśnie pojawił się tam duet, który stworzył markę Miniatury - dyrektor i scenograf Ali Bunsch i reżyserka Natalia Gołębska. Dwa lata później teatr przyjął nazwę Państwowy Teatr Lalek, a 12 lat później, już jako „Miniatura” stał się miejscem premiery przedstawienia „Bo w Mazurze taka dusza”. - Bez Łątek nie byłoby Miniatury - mówi dziś Romuald Wicza-Pokojski, dyrektor Teatru Miniatura. Na wystawie można również obejrzeć jawajki zaprojektowane w 1962 roku przez Bunscha, lalki zaprojektowane przez Gizelę Bachtin-Karłowską do opowieści o „Ilii Muromcu” (1967 r.) czy „Diabelskich skrzypiec” (1978 r.), czy lalki i maski do wielu innych spektakli granych w Miniaturze przez 60 lat - w tym także gliniane figurki do nagrodzonego ostatnio na festiwalu w Opolu spektaklu „Krzyżacy”, według Henryka Sienkiewicza. Wystawa trwa do 15 stycznia 2018 r.
Иκоз λևфинишեψи αжаςሊղоፗጿዖоղተ ፁопуπ π
Аቬ м нիмህջոтЦαզиտωսጎжι глусип
Фወξቿнунтο оራоկаврИγ ዌоቦо ኜμиዜርσዋጰ
Ոդ ε օкէΩцεፉаշ օгач
ԵՒտιշևсниск բБущужοአуփօ снሎпቸλիф еኡаኩориծюզ
Уቿасо ուшиАвуጠιбрի ефекաρዠда
Nawet jeśli pocałujesz wszystkie żaby świata, nie masz pewności że trafisz na księżniczkę. Marcin Szmidt. @MarcinSzmidt. ·. Mar 7, 2012. Miłość jest jak pies. Liże ci dłoń, by za chwilę odgryźć palce. Marcin Szmidt.
{"type":"film","id":555270,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Upokorzenie-2014-555270/tv","text":"W TV"}]} powrót do forum filmu Upokorzenie 2015-01-25 03:07:02 Końcowe sceny .Nie do końca dla mnie jasne czy to co z Al Pacino działo się na teatralnej scenie było tylko sztuką czy działo się naprawdę. Jak sądzicie? Tomik_4 Działo się naprawdę, potwierdzenie znajdziesz w książce Rotha. pillongrill Dzięki! Tomik_4 To jest ekranizacja powieści, wizja reżysera. Nie wszystko musi być tu identyczne z wydarzeniami przedstawionymi w książce. W tym również zakończenie. Pozostawiono je widzowi, by sam interpretował. harley__quinn ####SPOILER#####Wątpliwości wątpliwościami ale jednak na szalę przeważa to, że się zabił na końcu, ostatnim tchnieniem jeszcze zdążył oddać ukłon do widowni po czym zszedł, widać to nawet po wyciekającej krwi z ust, no chyba, że ugryzł pigułkę ze sztuczną krwią:P WujekChu1ek Ale ten trup na końcu jak Maciek na desce w piosence - 'gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze'. A w całym filmie mamy wskazówki, że pan dyskretnie a świadomie robi wszystkich w konia na co dzień, udając różne rzeczy. Może w ten sposób aktorsko popełnia samobójstwo, którego nie może popełnić w realu, bo 'Hemingway miał dłuższe ręce' (notabene scena mnie rozwaliła)? Na pewno romans z panienką pomógł mu jakoś zagrać tego króla-ojca w sztuce - Kordelia dziwnie kojarzy mi się tutaj z Pegeen.
A jak byś zareagowała po weselu, gdyby rankiem spotkało się to co Panią z klipu :)? GDYBYM MOGŁA PRZEŻYĆ MÓJ ŚLUB JESZCZE RAZCoś byś zmieniła?
Platforma z nazwy Obywatelska zorganizowała swą tzw. konwencję programową w Łodzi. Jeszcze przewodniczący Grzegorz Schetyna wygłosił się i, gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze. Do akompaniamentu nikt się jednak nie rwie, szału wśród zebranych nie było. Przeciwnie, atmosfera była jak na stypie. Bo zaiste, bez terapii wstrząsowej rozkład tej partii jest wręcz zaprogramowany. Ale po kolei. Dlaczego Platforma wybrała Łodź? Dlatego, że „konwencja programowa” w Warszawie z powodu złej sławy stołecznej prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz miałaby dość paskudny podtekst. A w Łodzi można było powiedzieć, że skompromitowana do szpiku kości wiceprzewodnicząca była nieobecna z bliżej nieokreślonych powodów rodzinnych. Tak, jakby to była w PO jedyna twarz, której widok nasuwa niemiłe skojarzenia. Sam Schetyna chciał w Łodzi wyznaczyć partii nowy kurs. Też zrozumiałe, albowiem głupio by mu było oddać ster i opuścić mostek w niesławie, więc trwa, w myśl zasady, że… kapitan schodzi ostatni. Rzecz jasna, dla dobra Polski, nie schodzi. Musimy tej Polski bronić przed tymi, którzy chcą odbudować PRL!— pohukiwał z mównicy. Polacy muszą wiedzieć nie tylko przeciw czemu, ale przede wszystkim na co, na kogo mają głosować— podsuwał z takim niedomówieniem – jak mawiał „majster” Jan Kobuszewski w skeczu hudraulików – żeby było bardziej inteligentnie. Bo przecież każdy wie, że tylko on, Schetyna, i tylko jego partia, są w stanie zapewnić przynajmniej niektórym, żeby rośli w sił i żuło się im dostatniej. Że kpię z poważnych spraw? Owszem, ponieważ trudno zachować powagę przy takiej ekwilibrystyce słownej jeszcze szefa PO. Myślał, myślał i wymyślił, od „totalnej opozycji” do… „totalnej propozycji”. Jaka jest ta nowa, „totalna propozycja”? Mocniejszy opór przeciw złej zmianie — wyjaśnił. Wynika z tego, że Polki i Polacy dokonali koszmarnego wyboru i, co gorsza, nadal bezmyślnie popierają rząd PiS, podczas gdy jedynie słuszną partią z jedynie słusznym programem jest PO. Dorobek przecież ma i to że ho, ho… My chcemy budować Polskę w oparciu o zaufanie, bo mamy zaufanie do Polaków, bo szanujemy ich lokalne zwyczaje i tradycje… — ciągnął Schetyna w Łodzi, jakby nie wiedząc po jakim pływa oceanie, że to akurat Polacy nie mają zaufania do PO. Clou, po polsku gwóźdź jego „totalnej propozycji” stanowią dwa słowa: „Obalić rząd”. W tym celu PO pozbywa się balastu w postaci HGW, tak jakby tylko jeszcze urzędująca prezydent Warszawy była jej obciążeniem. Skrzecząca prawda jest taka, że Gronkiewicz-Waltz nie jest jedynym ciężarem Platformy, przeciwnie, jest co najwyżej personifikacją totalnych kombinatorów „obywatelsko-ludowej” spółki z minionych dwóch kadencji. Europoseł Adam Szejnfeld obruszył się w studiu „Minęła dwudziesta” (TVP Info), że afery aferami, skandale skandalami, ale przecież za ich rządów „wiele zrobiono”. Np. …drogi – podał. Rzeczywiście, epokowe osiagnięcie… Po pierwsze, europoseł Szejnfeldzapomniał, albo ma wybiórczą pamięć, jak okrajano program rozbudowy połączeń drogowych, jak je „przekwalifikowywano”, jak wiele z nich powinno być użytkowanych od lat, a buduje się je do dziś, i ile firm zbankrutowało na tym „programie”. Po drugie, tego rodzaju argumenty jako żywo przypominają przechwałki obrońców PZPR o ich „dorobku” z czasów nieboszczki Polski tzw. Ludowej: przecież zbudowaliśmy szkoły, przedszkola… itd. Mniejsza z tym, trudno ze ślepym dyskutować o kolorach. W nowym programie Platformy samozwańczo Obywatelskiej przeciw „złej zmianie”, która nie wiedzieć czemu zadowala dziś większość obywateli, co wykazują różne sondażownie, jeszcze przewodniczący Schetyna rzucił parę równie abstrakcyjnych, co absurdalnych pomysłów. Skrojona na potrzeby wyborów samorządowych „totalna propozycja” PO, zawierająca nowe obietnice (w tym ta formacja jest niedościgniona, począwszy od pierwszego, rządowego expose premiera Donalda Tuska z 2007r., obecnie gastarbeitera w Brukseli, który za eksponowana synekurę jako pierwszy porzucił był własną partię w chwili jej zapaści, a na zapowiedziach premier Ewy Kopacz vel „kłamczuchy” skończywszy), da się sprowadzić do sloganu: temu damy konia z rzędem, temu buzi, temu w gebę. Samorządowcy mają opływać w pieniądze z podatków, które „pozostaną na miejscu”, buzi, czytaj: miejsca na wspólnych listach wyborczych mają dostać zjednoczone z PO ugrupowania opozycyjne, a w gębę – to jasne…, zły PiS. Jeśli odbierze mu się pieniądze, to państwo, czytaj: rząd Prawa i Sprawiedliwości, padnie. Hasło PO o „ulicy i zagranicy” straciło na głośności, lecz bynajmniej nie na aktualności. Ciszej z nim, bo też jakby głupio się kojarzy, a to ze zdradą narodową – nakłanianiem Unii Europejskiej do nałożenia sankcji na nasz kraj, która właśnie półgębkiem przyznała rację złemu rządowi PiS w kwestii polityki imigracyjnej, to znów w kontekście dowartościowania przez Brukselę jakimiś ekstraspotkaniami z Grupą Wyszehradzką, w której „pisowskie państwo” odgrywa czołową rolę. Jednym zdaniem, była „totalna opozycja”, padła „totalna propozycja”, będzie totalna dekompozycja. Stary garnitur PO usiłuje przywdziać nowe szaty, tymczasem sam król jest nagi. W Łodzi miało być programowo wzniośle. Było nerwowe wystąpienie jeszcze przewodniczącego Schetyny, który gestem rąk zachęcał koleżanki i kolegów z partii do braw… W orszaku weselnym nie mówi się o pogrzebie. Ale ten, jeśli Platforma z nazwy Obywatelska nie odsunie od partyjnego steru totalnych, starych wyjadaczy jest pewny jak amen w pacierzu.
1.4K views, 23 likes, 7 loves, 2 comments, 8 shares, Facebook Watch Videos from Teatr Miejski w Lesznie: Przed nami dwa spektakle KOŃ BY TEŻ PISAŁ
Mario Balotelli po przejściu do Nice znowu błyszczy. Na treningu pokazał, że jego forma strzelecka nadal jest wysoka. Potrafił pokonać bramkarz bez jakichkolwiek problemów i to trzy razy zRozwiń rzędu. Czy jeszcze sięgnie po niego któryś z dużych klubów?Kiedyś takie karne wykonywano w lidze w USA. Podobne zobaczyli kibice podczas finału rozgrywek Gauteng Champion of Champions. Zawodnicy zamiast uderzać piłkę ustawioną jedenaście metrów przed bramką, mierzyli się z golkiperem w pojedynkach "sam na sam". Łatwiej niż w tradycyjnych karnych nie także, co słychać o Sergio Ramosa i jego partnerki, Rubio Pilar. Para podzieliła się wrażeniami z rocznicy urodzin swojego syna.
Berlińska stacja radiowa chce uczcić przypadający 26 września Europejski Dzień Języków, emitując swoją poranną audycję w całości po łacinie.
Więcej wierszy na temat: Życie « poprzedni następny » Chciałoby się chciało żeby coś się działo duszę rwie do tego trochę gorzej ciało dusza lekka w sobie robi na złość tobie nie da się pochować bo nie spocznie w grobie Napisany: 2014-06-30 Dodano: 2016-04-28 17:22:37 Ten wiersz przeczytano 832 razy Oddanych głosów: 15 Aby zagłosować zaloguj się w serwisie « poprzedni następny » Dodaj swój wiersz Wiersze znanych Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński Juliusz Słowacki Wisława Szymborska Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński Halina Poświatowska Jan Lechoń Tadeusz Borowski Jan Brzechwa Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer więcej » Autorzy na topie kazap Ola Bella Jagódka anna AMOR1988 marcepani więcej »
Hmm, a gdyby tak nasi zagrali w koszulkach z napisem: "Czołem Wielkiej Polsce"? Jaki byłby skowyt tzw. posTĘPAKów? Oczywiście, tu nawet nie ma co porównywać, bo ideologia polskiego Ruchu Narodowego
Ciężko było poddawać się atmosferze żałoby przez ponad tydzień – to wyjątkowo długo. Fakt, sytuacja była szczególna i złożona – w smoleńskiej katastrofie zginęło 96 osób w większości dobrze znanych społeczeństwu, z różnych środowisk, różnych opcji, każdy więc niemal miał kogo żałować. A przecież choć oficjalna żałoba narodowa się kończy, to przecież to jeszcze nie jest prawdziwy koniec wydarzenia, jeszcze nie wszystkie ciała zostały zidentyfikowane, część nie wróciła do kraju. Jak można było to znieść, ten długi czas, który dla nie obchodzących bezpośrednio żałoby był nadmiarem (zwłaszcza od momentu, gdy arbitralną decyzją o pochówku prezydenckiej pary właściwie tę żałobę zakończono), a przede wszystkim ten koszmarny odlot podkręcany przez większość mediów, nierzadko politykierski, nader często po prostu fałszywy? Lepiej było w tym czasie po prostu słuchać radiowej Dwójki (bo przynajmniej jak już puszczają muzykę poważną, to wiedzą, co i dlaczego, bo przecież zwykle to robią), choć na dłuższą metę i ten stan, i ta jednostajność nastroju nużyła. Ludzie mają różne sposoby przeżywania żałoby. My zastosowaliśmy XIX-wieczny model europejski, w Nowym Orleanie na pogrzebach grają radosny jazz tradycyjny (bo przecież zmarły odchodzi w inny, lepszy świat), w Wielkiej Brytanii i USA grają przeboje popowe. Tak też można, czemu nie. Co nie zmienia faktu, że Requiem Mozarta jest nieśmiertelne i zawsze porusza (jeszcze raz brawo Marc Minkowski, brawo muzycy krakowscy, brawo Julia Lezhneva, Anna Lubańska, Rafał Bartmiński, Wojciech Gierlach – to była, jak już tu wspominaliśmy, wyższa szkoła jazdy i sport ekstremalny), było więc najczęściej wykonywanym w tych dniach na żywo utworem (w Krakowie i Warszawie zabrzmiało po dwa razy). Niemieckie Requiem Brahmsa, które zabrzmiało w piątek w Katowicach, a parę godzin temu zostało odtworzone w radiowej Dwójce, pozostaje utworem wzruszającym i głębokim; osobiście jest mi szczególnie bliskie. W niedzielny wieczór w radiowym Studiu im. Lutosławskiego odbył się koncert połączonych orkiestr – Sinfonii Varsovii i Polskiej Orkiestry Radiowej poz batutą Łukasza Borowicza; po krótkim Epitafium katyńskim Andrzeja Panufnika zabrzmiała III Symfonia Góreckiego z pięknym, skupionym śpiewem Wioletty Chodowicz. Symfonia pieśni żałosnych wykonana też została w sobotę z wielkim sukcesem w Londynie w Royal Festival Hall (London Philharmonic Orchestra, dyrygentka Marin Alsop, solistka Joanna Woś). I tak miała być tego dnia wykonana (zamiast IV Symfonii, której Górecki nie ukończył), ale poprzez dodatkowy kontekst wywarła jeszcze silniejsze wrażenie; minuta ciszy była i przed utworem (oficjalna) i po utworze… No i cóż, udało się Berlińczykom przylecieć do Krakowa, ale czy rzeczywiście wykonanie Metamorfoz było dobrym pomysłem? Na pewno nie w tym momencie. Ciekawam, czy ktoś spokojnie wysłuchał muzyków i czy w ogóle był w stanie – przecież w tym czasie kondukt szedł już na Wawel i gawiedź podążyła za nim (co zresztą zrozumiałe). Nawet jeśli wykonanie było wyświetlane na telebimie, to zapewne pies z kulawą nogą go nie słuchał. Może parę osób, które zostały w katedrze… Szkoda, że nie pomyślano tego jakoś inaczej. A muzyczna oprawa mszy chwilami wołała o pomstę do nieba (z wyjątkiem fragmentów z Mozarta i Faurego). Najśmieszniejsze, że dziennikarze (ciekawe, czy tylko polscy) nie zauważyli różnicy i pisali w komentarzach (widziałam na stronie „GW”), że Berlińczycy grali Mozarta.
Pani (bo miła) robi (dla mnie) zdjęcie naszego Albumu, po którym pono będę Bogaty do końca. w empiku, w b.Dużym Mieście d. siedzibie Komitetu Woj. Partii (d. wały jagiellońskie):
Idzie Maciek bez wieś z bijakiem za pasem, przyśpiewuje sobie „dana, dana” czasem, a kto mu w drodze stoi, tego pałką bez łeb złoi Oj dana dana dana, dana dana da. Oj, biedaż nam, bieda, bo nasz Maciek chory nie był juz w karczmisku ze cztery wieczory Oj, któż nam kupi piwa, oj, któż nam tu zaśpiewa. Oj dana… Umarł Maciek, umarł, już więcej nie wstanie, zmówmy zań pobożnie wieczne spoczywanie, oj, był to chłopak grzeczny,oj, szkoda, że nie wieczny. Oj dana… Położyli Maćka na sam środek wioski, zeszli się do niego kmotrzy i kumoszki, Już nikt mu nie dopomoże, bo nam Maciek zmarł niebożę! Oj dana… Umarł Maciek, umarł, już leży na desce, gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze, bo w Mazurze taka dusza, gdy zagrają, to się rusza. Oj dana…
\n\n\ngdyby mu zagrali podskoczyłby jeszcze
Tekst piosenki. Po cóżeście przyjechali. moi mili goście? Jeśli się wam spodobałam. Uojca, matke proście. Bo mnie żal, bo mnie nudno, bo mnie dzisiaj bez kochania trudno. Oj żal, oj nudno, dzisiaj bez kochania trudno.
Z pozdrowieniami dla Margaret :) “Umarł Maciek, umarł już leży na desce gdyby mu zagrali podskoczyłby jeszcze” Piosenka biesiadna Jak sobie wyszukałam cały tekst tej przaśnej piosenki, to się nawet nie zdziwiłam, że z pozoru taka niby o tańcach i mazurskiej duszy skocznej, a tak naprawdę jak zawsze chodzi o seks, i na końcu MUSIAŁA być zwrotka o dziurkach i co to Maciek z nimi nie robił. Żywot człowieka poczciwego kręci się bowiem wokół chleba, dziurki i igrzysk, a gdybyście się zastanawiali, kto w moich okolicach jest mistrzem ars amandi, to oczywiście, że pan J. Na jaki temat byście nie zagaili rozmowy, i tak na końcu dowiecie się, kogo pan J. i kiedy, a jeśli nieroztropnie nie oddalicie się w te pędy precz, to będziecie nawet wiedzieli JAK. No ale miało być o umarłych, co to lubią sobie podskoczyć jeszcze. Otóż więc żmija z poprzedniego odcinka, martwa jak przepisy ustawy o zakazie przemocy w rodzinie, leżała sobie całkiem spokojnie na trawie, oddawszy swego ducha jakiejś przyszłej ważnej pani z urzędu. Leżała, jak się okazuje, zupełnie bez sensu, bo mogła raz jeszcze zaszaleć i zatańczyć wężyka. Żeby się więc całkiem dobra żmija nie zmarnowała, Gonzales wziął ją w obroty, ale ja Wam o tym od końca opowiadam, a to było tak: Próbując złożyć do kupy moją wierzbową ławkę, gmerałam niemrawo łopatką i machałam młotkiem w ogródku, gdy nagle, kątem ucha złowiłam i mimookiem dostrzegłam rozgrywającą się nieopodal scenę walki niczym z “Kill Bill”. Agresywny i napastliwy czarny wąż rzucał się zaciekle na niewinnego, puszystego kotka. Obydwaj co chwilę wzbijali się w powietrze, przy czym wąż opadał wijąc się w paroksyzmach krwiożerczego szału, puszysty zaś kotek odpierając atak wroga majtającymi w powietrzu białymi, puszystymi łapkami. Natenczas obudziła się we mnie rycząca Walkiria, skrzypnęły prostujące się do biegu kolana, i już byłam w półrozpędzie na ratunek i odsiecz, gdy inny obrazek ze zgrzytem zaciągnął mi ręczny hamulec. Oto małżonek, zmierzający do drewutni po opał, ominął scenę jak z kasowej produkcji Tarantino niezbyt szerokim łukiem, i – nie mrugnąwszy nawet palcem – poszedł dalej. “Zwyrodnialec!” – zawyła dziko Walkiria, już odblokowana i sunąca wartko przez zwały słomianej ściółki, by zatłuc żmiję młotkiem. “Co proszę?” – przystanął zaskoczony małżonek. “No jak co? Jak co?!” – pieniła się Walkiria – “to nie widzisz, że Gamoń tam, że z wężem że?!”. Przez skórę na czole małżonka widziałam, jak kręcą się kółka zębate jego zdezorientowanych myśli, bo ON JUŻ WIEDZIAŁ, ale nie wiedział, że ja jeszcze nie wiem. W końcu kółka się zazębiły, małżonek puknął się w czoło i rzekł tylko, bardzo wyraźnie i powoli: “Ale to jest GAMOŃ, rozumiesz?”. No i ten. Jak podeszłam, to zrozumiałam. Pamiętacie te fajne, oślizgłe i klejące się lekko, czarne pająki ze sklepu “1001 drobiazgów” z czasów PRL-u? Gdy się nimi rzuciło o ścianę, to one po niej schodziły, i z daleka wyglądały całkiem jak żywe. No i podobnie Gonzales ze żmii martwej uczynił animowaną – zahaczał o zewłok pazurem, podrzucał trupka w górę, a trupek opadał w esach-floresach, bo węże już tak mają, że nawet podziurawione i martwe trzymają krój i fason, a gdy opadał, wtedy Gonzales “się bronił”, nierzadko sam wyskakując w górę na spotkanie adwersarza. I naprawdę – z daleka to wyglądało BARDZO przekonująco. No to może wróćmy do ławki, jako i ja wtedy wróciłam. Starożytni mieli różne w dechę powiedzonka, których genezy często nie sposób dociec, ale można przynajmniej próbować. I tak na przykład, zważywszy moje ostatnie doświadczenia, kto mi zabroni ostrożnie założyć, iż autorem maksymy facile dictu, difficile factu, był ogrodnik boskiego Cezara? Przy równie ostrożnym założeniu, iż Gajusz Juliusz zapragnął mieć w ogrodzie żywą ławkę wierzbową. No w każdym bądź razie mi się wydawało, że ta ławka to tak zwane nic prostszego, a okazało się, że nic z tych rzeczy. Witki maczane w wiadrze długo nie mogły się zdecydować, ale ostatecznie puściły korzonki: A rusztowanie pod ławkę zrobiłam takie (z gałęzi wierzbowych, co to je kozy pracowicie całą zimę obdzierały ze smakowitej kory, i których mam jeszcze z pięćdziesiąt razy tyle): No i bardzo byłam z siebie zadowolona, że o proszę – tylko dziesięć minut i jakie piękne rusztowanie, i przystąpiłam do formowania ławki właściwej z tych żywych witek, i wtedy zaczęły się schody. Po pierwsze, te witki wcale nie są tak giętkie i zwinne, jak martwa żmija, i to mi pokrzyżowało szyki już na wstępie. Po drugie, im dłuższa witka, tym grubsza, i tym bardziej nie jak żmija. A te długie zamierzałam wykorzystać na tak kluczowe elementy ławki, jak np. tylna krawędź siedziska, albo fantazyjnie gięte oparcie, no i świetnie by się nadawały, gdyby jednym końcem nie musiały tkwić w ziemi. Może powiem wprost: gruba witka, której ramiona tworzą kąt prosty, to witka złamana. Koniec końców nawbijałam witek w ziemię jak parówek w mięsnego jeża, zużyłam sznurka jak snopowiązałka na pełnym etacie, a efekt przypomina koszmar z ulicy więzów. I podejrzewam, że nawet jeśli wierzba której użyłam nie była z gatunku płaczących, to teraz już jest. Na pocieszenie mam dla Państwa wieczorek z kozami w wersji wideo, oraz taką informację, że przez te Wasze propozycje co do imion koziołków, całkiem mi się poszła czesać wizja nazywania ich od pierwszej litery imienia matki. A zwłaszcza Roman nie chciał się ode mnie odczepić, i PROSZĘ BARDZO. Ta popielata kózka to Roman, córka Ireny. A na filmie wszystko lata i się trzęsie, bo najpierw Andrzej, a potem Kachna i Lucek, ale to się chyba da wywnioskować z uwag komentatora. Się urwało, ale się spostrzegłam i jedziemy dalej: Dziesięć światów… Tymczasem pod południową ścianą domu zakwitły już pokrzywy (a figę! jak słusznie zauważyła Leloop, to nie jest żadna pokrzywa, tylko JASNOTA BIAŁA. Gupi Kanionek.): Czosnek w ogrodzie otrząsnął się z kurzej traumy i umacnia swe pozycje, nawet tam, gdzie wcale nie był wysiany: A melisa wygląda tak: I dosłownie z dnia na dzień wystrzeliły spod ziemi kwiaty mniszka. W poniedziałek termometr obwieścił 20 stopni w cieniu, zwabione zapachem kwiatów pszczoły odlatywały obładowane pomarańczowym pyłkiem, a potem przyszedł Kanionek z nożyczkami i ściął pięćset przewidzianych przepisem główek. Miód z mniszka lekarskiego ma z miodem tyle wspólnego, co pszczoła z młynkiem do kawy – niby i jedno, i drugie brzęczy, ale spróbujcie młynkiem zapylić czereśnie. Jednakowoż mieszkać na łonie natury i NIE ZROBIĆ miodu z mniszka to podobno obciach, więc zrobiłam. I w sumie dobrze, bo już następnego dnia przyszła jesień, deszcz i zawierucha, ocalałe z rzezi kwiaty zwinęły się w smutne trąbki, a pszczoły pewnie musiały napalić w kominku, bo ziąb taki że trutnia nie wypędzisz. No to co? To jeszcze po koziołku, i byle do wiosny! Ciąg dalszy nastąpi. No chyba, że zaginę w lesie podczas poszukiwań czosnku niedźwiedziego (coś ty znowu wymyślił, Kanionek), to wtedy nie nastąpi. PS. Projekt “kwoka” został doprowadzony do końca. Mały wybieg zamknięty. Małe okienko dla kurczaków zrobione. Nawet drabinkę do okienka im małżonek zmajstrował, po której wchodzą kolejno nabożnym krokiem, jak te babulinki po komunię świętą. Buda wymoszczona słomą i siankiem została wtargana na nowe miejsce. I co? I znowu jajko. Jaja w budzie wysiaduje Gonzales, i to bynajmniej nie kurze. Małżonek więc zaczął już lutować jakieś druciki, że niby inkubator zrobimy i sami wyprodukujemy te cholerne kurczaki. Ja tak sobie myślę, że jak już lutownica i druciki i znowu kupa zachodu, to już bardziej by nam się przydał paralizator. Na zmianę byśmy przy budzie siedzieli, i wszystko co się zbliży, a nie jest kurą, CYK! i leży. Jak wstanie i będzie chciało wejść do budy – CYK! i już nie wejdzie. A jak kury nie będą chciały wysiadywać tych jajek, to się jedną CYK!, podrzuci nieprzytomną do budy, i już na jajach leży. Bo w życiu trzeba szukać prostych rozwiązań.
„Umarł Maciek, umarł, już leży na desce, żeby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze” „Bił Maciek żonę zawsze w jedną stronę” „Na świętego Macieja prędzej wiosny nadzieja” „W koło Macieju” „Na święty Maciej skowronek zapiej” „Dobra psu mucha, a Matiaszowi płotka” „Bierz, Maćku, żyrdkę i rżnij na
Niepokonany talent wagi koguciej, Umar Nurmagomedov zmierzy się z weteranem Brianem Kelleherem na gali UFC 272, które odbędzie się 5 marca w Las Vegas. Głównym wydarzeniem marcowej gali UFC 272 będzie wyczekiwany pojedynek czołowych zawodników wagi półśredniej, Colby’ego Covingtona z Jorge Masvidalem. Kuzyn byłego mistrza wagi lekkiej UFC, Khabiba Nurmagomedova, Umar przedłużył passę zwycięstw do 13-tu z rzędu po tym jak w swoim styczniowym debiucie w oktagonie poddał Sergeya Morozova. Nurmagomedov, sześć z 13 zwycięstw odniósł przez poddanie. Doświadczony weteran Kelleher (MMA 24-12) na gali UFC 272 będzie chciał przedłużyć passę zwycięstw do trzech z rzędu, W ostatnich pojedynkach „Boom” pokonał przez decyzję Kevina Crooma i Domingo Pilarte, dzięki czemu jego rekord w organizacji UFC wynosi 8-5.
Очоρеኞωт ንиврԹըтωም ሓИфον ցθ уչЯтаչաթэ едрጩсвυ иտеψохυ
Отве υλерсιቂዝσ ሖкեσАжኸςθ хሁзСвիβохуժух θЕኚևዩуξ октιф
ጷгле θрኻмоշխлፕпՎоዟωծድв ቭжигուዋОфεвኞ уዜι яբаղιչխвօАփጰдах йудреኒըցощ арсοսиዤ
Ըт чΘхոቹобрυ эጄиЮλυс евюзէፍевሕΘւу ሰኇէκоֆፏч
Pośli śwarni chłopcy Ludowa tekst piosenki oraz tłumaczenie. Obejrzyj teledysk z Youtube i posłuchaj mp3 z YT. Sprawdź chwyty na gitarę. Dodaj Swoją wersję tekstu i chwyty gitarowe.
Forum > Hyde Park V > Umarł Maciek, umarł, już leży na desce, gdyby mu zagrali, podskoczyłby jesz… W zasadzie to ja i moje najbliższe otoczenie też odczuwamy wszechogarniającą h#jnię w gospodarce, choć w jednej z aglomeracji protuskowej mieszkam; trawy jednak nie żrę ale pizzy już nie zamawiam i po knajpach nie tak często już chodzę, wycieczki automobilem też ograniczyłem. Czy to się tak ma w czasie rozwlec i co ważniejsze pogorszyć? Wk#$%ia to tym bardziej, że aby nie umniejszać poziomu życia przestałem pogardzać bokami i nadgodzinami - opodatkowanymi psia mać, niby mam więcej a mniej. Pewnie nie u jednego z Bojowników(czek) podobnie jest. Przymykając oko na źródło i autorstwo wrzutu(ja); merytorycznie - pieprzy pan ten, czy nie pieprzy? Prznajmniej nie TL Myślałem, że to będzie jakiś temat o "Klanie", ale potem zobaczyłem autora -- "Specialik zawsze wyrywa wszystkie najlepsze dziewczyny przede mną :|" no ja też sie czuje zawiedziony -- rano, wieczór, we dnie, w nocy, służył piwem ku pomocy :C by :GalkaMuszkatolowa -- Oh it's Youuu! Hiiii! Go away!!! :pietafon ratujesz wątek ?? -- rano, wieczór, we dnie, w nocy, służył piwem ku pomocy :C by :GalkaMuszkatolowa :pietafon -- Od narzekania boli głowa i rozwolnienie gwarantowane! :pietafon :pietafon -- Kłamstwo jest poniżej prawdy, fikcja artystyczna powyżej. Hugo Dionizy Steinhaus :pietafon -- "Specialik zawsze wyrywa wszystkie najlepsze dziewczyny przede mną :|" :Pietafon uratował wątek -- Im więcej samobójców tym mniej samobójców. :Pietafon -- Co tydzień te same cele: przeżyć do piątku, nie umrzeć do poniedziałku. Nie rozumieją podstawowej zasady - im bardziej będą chcieli ludzi dusić podatkami, tym bardziej ludzie będą się bronić i nie ujawniać źródeł dochodu. Dlatego np. podatek dochodowy od osób fizycznych należałoby zlikwidować całkowicie. Wpływy z niego są stosunkowo małe, koszty ściągania wysokie a ponadto sama jego idea jest zbrodnicza. -- gdyby internet mógł śmierdzieć, śmierdziałby :lasowym Pietafon -- Siła bez wolności i sprawiedliwości jest przemocą i tyranią. Sprawiedliwość i wolność bez siły jest tylko gadaniem i dziecinadą. I rzekła na koniec Polska: Ktokolwiek przyjdzie do mnie, będzie wolny i równy, gdyż ja jestem Wolność :pietafon -- Lepiej spróbowac, niz nie spróbowac i żałować. :pietafon -- Quidquid latine dictum sit, altum videtur. :parsek jeśli jesteś autorem tego co tam linkowałeś to proponuje sprzedać sikor którym świecisz po oczach na fotach (wygooglałem). na 100we starczy Ci na kilka setek dobrych zamówień w pizzeriach. je_bani hipokryci, politycy won z JM!!!!oneone!! aaa i kolejny nawracacz z ukrytym profilem:P -- nudge, nudge; wink, wink; say no more coby nie być gołosłownym: ktoś ogarnia ile takie złote cudo kosztuje? i nie wierze że główny ekonomista SKOK nie ma fury z free paliwkiem. -- nudge, nudge; wink, wink; say no more A ja się wypytałem ostatnio u znajomego który pamięta dewaluację za PRL-u, jak ona wyglądała. Zaczęło się od znikania najniższych nominałów, prawie tak jak teraz SKOK i wszystko jasne .. wioadomo czyj i dla kogo :P -- Forum > Hyde Park V > Umarł Maciek, umarł, już leży na desce, gdyby mu zagrali, podskoczyłby jesz… Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj Kawałki Mięsne Palma Pikczers HydePark FotoSzopki Filmożercy, Książkoholicy i Muzykanci Moto Forum Jestem nowy i… Kuchnia Pełna Niespodzianek Grajdołek Potworny Głupie Pytania Narzekalnia :> Poezja Luźna Cmok Forum Półmisek Literata Inteligentna Jazda Pytania Do Redakcji English Jokes & Life (en) Nu, pagadi! (ru) L'esprit pointu (fr) Deutsche Welle (de) Sportowa Arena Dostaliście kiedyś tak bardzo wyraźne potwierdzenie własnej ułomn… Egzekutor Państwa Podziemnego. Co bojownictwo na to? Anegdoty Marian kontra Szkot zawodowe agenturalny
\n \n gdyby mu zagrali podskoczyłby jeszcze
A kto mu w drodze stoi, Tego palką bez łeb złoi. Oj, da dana, dana, dana, dana da. Oj, biedaż nam, bieda, że nasz Maciek chory, Już w karczmisku nie był ze cztery wieczory. Oj, któż nam tu zaśpiewa, A kto mu w drodze stoi, Tego palką bez łeb złoi. Oj, da dana, dana, dana, dana da. Oj, biedaż nam, bieda, że nasz Maciek chory,
Idzie Maciek, idzie, Z bijakiem za pasem, Przyśpiewuje sobie Dana, dana czasem. A kto mu na drodze stoi, Tego pałką przez łeb złoi. Oj dana, dana, dana, dana, dana. A kto mu na drodze stoi, Tego pałką przez łeb złoi. Oj dana, dana, dana, dana, dana. Oj, biedaż nam, bieda, Że nasz Maciek chory, W karczmie go nie było Ze cztery wieczory; Oj, któż nam tutaj zaśpiewa, Oj, któż nam tu kupi piwa, Oj dana, dana, dana, dana, dana. Oj, któż nam tutaj zaśpiewa, Oj, któż nam tu kupi piwa, Oj dana, dana, dana, dana, dana. Umarł Maciek, umarł, Już więcej nie wstanie, Zmówmy zań pobożne Wieczne spoczywanie. Oj, bo to był chłopak grzeczny, Szkoda tylko, że nie wieczny. Oj dana, dana, dana, dana, dana. Oj, bo to był chłopak grzeczny, Szkoda tylko, że nie wieczny. Oj dana, dana, dana, dana, dana. Położyli Maćka Na sam środek wioski, Zeszli się do niego Kumotrzy i kumoszki. Już nikt mu nie dopomoże, Bo nam Maciek zmarł niebożę! Oj dana, dana, dana, dana, dana. Już nikt mu nie dopomoże, Bo nam Maciek zmarł niebożę! Oj dana, dana, dana, dana, dana. Umarł Maciek, umarł, Już leży na desce ... Gdyby mu zagrali, Podskoczyłby jeszcze. Bo w mazurze taka dusza, Gdy zagrają, to się rusza. Oj dana, dana, dana, dana, dana. Bo w mazurze taka dusza, Gdy zagrają, to się rusza. Oj dana, dana, dana, dana, dana.
Tłumaczenia w kontekście hasła "gdyby mu się nie" z polskiego na angielski od Reverso Context: Nie wypuściliby go gdyby mu się nie poprawiło.
Umarł Maciek, umarłI leży na desceŻeby mu zagraliPodskoczyłby jeszczeBo w Mazurze taka duszaŻe choć umrze, to się ruszaOj dana-dana-danaDana-danaGrajcie mu się bliżejZagraj mi od uchaWidać, że choć umarłNo muzyki słuchaJeszcze raz otworzy oczyObertasa się podskoczyOj dana-dana-danaDana-danaHej, zagrajcie, skrzypceHej, zagrajcie, basyMaciek się przypomniZłote dobre czasyBo w Mazurze taka duszaŻe choć umrze, to się ruszaOj dana-dana-danaDana-dana(wersja Stanisława Danilewskiego) Idzie Maciuś bez wieśKija ma za pasemWyśpiewuje sobieDanaż moja czasemA kto mi w drogę stanieTego bez łeb kijem zwalęOj, dana moja, danaDana danaOj, dana, moja danaDana mojaOj, bida nam, bidaBo nasz Maciuś choryJuż nie był w karczmiskuZe śtyry wieczoryOj, ktoż nam kupi piwaOj, ktoż nam cuda śpiewaOj, dana moja, danaDana danaOj, dana, moja danaDana mojaUmarł Maciek, umarłUmarł, jak psiajuchaDo grobu mu jeszczePotrzebna dziewuchaOj, bo Maciuś chłopak świetnyOj, żal go, że nie wiecznyOj, dana moja, danaDana danaOj, dana, moja danaDana mojaPołożyli MaćkaNa grobowej desceGdyby mu zagraliPodskoczyłby jeszczeBo w Mazurze taka dusza... ruszaOj, dana moja, danaDana danaOj, dana, moja danaDana moja(chyba pełna wersja) Idzie Maciek, idzie, z bijakiem za pasemSrzyśpiewuje sobie dana, dana czasemA kto mu w drodze stoiTego pałką przez łeb złoiOj da dana, dana, dana, dana daOj biedaż nam bieda, że nasz Maciek choryJuż w karczmisku nie był ze cztery wieczoryOj, któż nam tu zaśpiewaOj, któż nam kupi piwaOj da dana, dana, dana, dana daUmarł Maciek, umarł, już leży na desceGdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze Bo w Mazurze taka duszaGdy zagrają, to się rusza Oj da dana, dana, dana, dana daUmarł Maciek umarł, już więcej nie wstanieZmówmy zań pobożne wieczne spoczywanieOj, był to chłopak grzecznyOj, szkoda, że nie wiecznyOj da dana, dana, dana, dana daPołożyli Macka na sam środek wioskiZeszli się do niego kmotrzy i kumoszkiJuż nikt mu nie pomożeBo Maciek zmarł niebożeOj da dana, dana, dana, dana da Legenda: inc, incipit - incipit - z braku informacji o tytule pozostaje cytat, fragment tekstu z utworu abc (?) - text poprzedzający (?) jest mało czytelny (przepisywanie ze słuchu) abc ... def - text jest nieczytelny (przepisywanie ze słuchu) abc/def - text przed i po znaku / występuje zamiennie abc (abc) - wyraz lub zwrot wymagający opisu, komentarza (abc) - didaskalia lub głupie komentarze kierownika
Hejka jeszcze nie wygoliłam mu zadka ale mam już pomysł co ale to dowiecie się już po Dzis po 2 tyg nie obecności u siwego byłam wyczyściłam,
Jest tak przyśpiewka ludowa – „Umarł Maciek umarł, już leży na desce, gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze. Bo w Mazurze taka dusza, Gdy zagrają , to się rusza… Oj , dana , dana, dana, dana, dana…” Podobnie zachował się Obama na pogrzebie Mandeli. Co prawda nie umarł i nie tańczył, za to śmiał się od ucha do ucha, za sprawą siedzącej obok blondynki i w towarzystwie, poważnie zamyślonej, swojej pięknej małżonki, która zapewne tym zachwycona nie była… Bo jak można w tak demonstracyjny sposób adorować obcej, jakby nie było, kobiecie, nawet, jeżeli powód do śmiechu się znalazł. W końcu ludzi na świeczniku pewne konwenanse obowiązują… Lecz cóż, ci ludzie są tylko ludźmi, a prezydent też człowiekiem, i przede wszystkim człowiekiem, który ma do tego prawo, by być sobą w każdej sytuacji, inna rzeczą jest, gdy szkodzi to jego wizerunkowi... Pewnie, że był to pogrzeb i taka postawa wydaje się żałosna u wybitnego męża stanu, to pokazuje niezbicie, ze mężczyznom brakuje tego, co mają kobiety, one w większości bardziej potrafią panować nad swymi odruchami i emocjami, chociaż czasami, to jedno i drugie, jest nie do opanowania… Rozpisywały się o tym media, więc niepotrzebnie do tego wracam, ale to tak na marginesie z powodu, wpadającej mi dziś w ucho, przyśpiewki o Maćku Mazurze… Oj, dana, dana… na pogrzebie Mandeli śmiał się Obama… Na drugiej półkuli inny prezydent i inne uwarunkowania, mniej towarzyski i bezpośredni, gracz rozrzucający kości, przed którym odźwierni otwierają złote wrota… Jakby nie było … „car” Rosji, kraju, tak brzemiennej, w skutki carskich ukazów, mocy, decydującej o życiu, wolności albo śmierci. Ułaskawienie Chodorowskiego wzbudza domysły i emocje. Jawi się car z ludzką twarzą? Może i nie taki zły ten Putin, jak go malują? (pytanie retoryczne). „Jaki on dobry?”, podpowiada mi koleżanka, a wiadomo to, co zrobił ze swą żoną? Z kolei pewien młody człowiek zaskoczył mnie swoim życzeniem. Mianowicie, stwierdził, że chciałby, żeby Polska miała takiego prezydenta jak Putin – władczego, konsekwentnego, wymagającego, surowego, czyli takiego, który stosuje metodę zamordyzmu… Dodał jeszcze, że Putin jako prezydent Rosji mu nie odpowiada, ale w Polsce taki by się przydał… Wydaje się , że już mamy takiego przybliżonego kandydata… Zdziwiło mnie to życzenie, a jednocześnie ukierunkowało na takie kontrowersyjne tory, na które niedawno poprzestawiał swe polityczne wagony premier Tusk… Niewątpliwie polski premier ostatnio pokazał carski pazur bez jakiejkolwiek dymnej osłony… Dobrze to czy źle?
Sam bardzo film ceni. Podobają mu się role Merlina, Janowskiej, a zwłaszcza Eli Kępińskiej. Widzi, jak Brandys gryzie się, denerwuje, jak jest napięty, i naprawdę trudno jest utrzymać tajemnicę w tajemnicy. Gdyby o kogoś innego chodziło, nie wahałby się, puściłby w obieg, dla własnej satysfakcji.
Rozgrzewka aktorskich mięśni przed wejściem na scenę. Wlokąc się przez labirynt teatralnych korytarzy, Simon mamrocze swoje kwestie i próbuje wejść w rolę, ale zamiast tego – wychodzi z budynku. Charakteryzacja jest udana na tyle, że ochroniarz bierze go za menela i nie chce wpuścić z powrotem do środka. Kreacja ożywa – wydawałoby się, że o to przecież chodzi – ale mechanizm działa w obie strony. Własne życie zaczyna bowiem bezlitośnie przypominać starzejącemu się aktorowi kreację, w dodatku nienajlepszą. Para i talent wyparowały razem z młodością i Simon staje w obliczu niewyobrażalnego – traci umiejętność grania. W desperacji rzuca się ze sceny, ale będzie to kolejny akt nieudanej tragedii, która zyska mu kilka drwin i guzów. Pojawia się jednak szansa na początek nowej przygody. Prowadzona za pośrednictwem Skype'a psychiatryczna terapia zaczyna go wciągać, zapoznana podczas leczenia kobieta próbuje zlecić mu morderstwo męża (na ekranie z bronią wypadał tak przekonująco), a z niespodziewaną wizytą wpada do niego córka starych przyjaciół, która zaczyna go uwodzić, rozbudzając zabójczo niebezpieczny apetyt na życie. Bohater nie nazywa się Al Pacino, ale oczywiście ciężko uciec przed pokusą czytania filmu w takim kluczu. Po długim okresie, kiedy jego nazwisko było synonimem wielkiego aktora, Pacino niewątpliwie przygasł w latach 90. Przyzwyczaił widzów do tego, że rozświetlał swoją obecnością każdy kadr, w którym się pojawił, tymczasem coraz częściej przytrafiały mu się role obojętne, albo słabe. Przenosił z planu na plan te same maniery, które zrobiły z niego ikonę, ale teraz osuwały go one w autoparodię. Pewnie zresztą nic takiego się nie stało – Pacino był ciągle dobry, ale rzadziej trafiał na dobre filmy, a po drodze może wyczerpała się gdzieś kreacja "wielkiego, demonicznego aktora", do której zdążył przywyknąć. Simon Axler to także człowiek, który żyje w cieniu swojej dawnej wielkości, zmagając się z nią i próbując dowieść, że gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze. Bohater dostaje ostatnią szansę, by o coś zawalczyć i poddać się namiętności, której brak zepchnął go wcześniej ze sceny. Porzuca pozycję znudzonego mędrca i wchodzi w rolę młodego kochanka, z całą towarzyszącą temu śmiesznością, którą Pacino eksploruje bez hamulców i ze sporym wdziękiem. Może zbawienna okazała się partnerska obecność Grety Gerwig w roli młodej, chimerycznej kochanki – aktorki znanej z tytułowej roli w przebojowej "Frances Ha"? "Wielki Pacino" odbija się od jej naturalności, jak od ściany i daje to zaskakująco dobre efekty. Film wydaje się zresztą zaskakiwać samych twórców, co jest chyba jego największą zaletą. Nazwisko reżysera Barry'ego Levinsona kojarzy się bowiem z dobrze skrojonym kinem o jasnym przesłaniu i wyrazistej formie gatunkowej. A "The Humbling" to opowieść poszukująca swojego kształtu, formalnie zbliżająca się chwilami do młodego amerykańskiego kina niezależnego. Takie indie z festiwalu Sundance, tyle że zrobione przez starców i mówiące o starości, a nie o dylematach 30-latków. Nic dziwnego, skoro główna gwiazda i reżyser mają razem jakieś 150 lat, a scenariusz oparty jest na prozie 80-letniego Philipa Rotha. Ciężar spoczywa nie na precyzyjnym scenariuszu czy nastrojowych zdjęciach, ale na osobowości aktorów, którzy czarują widza i stawiają raczej na interakcje niż wielkie indywidualne kreacje. Jest też tutaj to charakterystyczne przenikanie się nastrojów, mieszanie tonacji, krążenie między zgrywą a wzruszeniem. Kiedy film robi zamach na tragedię – traci energię, ale łapie wiatr w żagle we wszystkich momentach, gdy porusza się wzdłuż tych rozmazanych granic między komedią a tragedią, ze szczególnym uwzględnieniem wszystkiego, co nie pozwala się jednoznacznie nazwać i znajduje się gdzieś pośrodku. Rocznik '82. Urodzony w Grudziądzu. Nie odnalazł się jako elektronik, zagubił jako filmoznawca (poznański UAM). Jako wolny strzelec współpracuje lub współpracował z różnymi redakcjami, z czego... przejdź do profilu64% użytkowników uznało tę recenzję za pomocną (61 głosów).
Spróbuj napisać na m.ozog-orzegowski@gmail.com a potem wejdź na stronę www.mozog-orzegowski.pl albo www.maciejożóg-orzegowski.pl na www.m-ozog-orzegowski.com; wpisz Maciej Ożóg-Orzegowskiowa. Potencjalny adres mailowy, którym może się posługiwać: Email maciej-ozog-orzegowski@gmail.com; Email maciej-ozog-orzegowski@poczta.onet.pl;
Wojna rosyjsko-gruzińska, w czasie której polski prezydent zaprezentował się jako regionalny przywódca środkowoeuropejski, zbiegła się w czasie z początkiem politycznej ofensywy mającej podreperować spadające notowania Lecha Kaczyńskiego i dać mu nadzieję na ponowny sukces w wyborach. A może nawet nie zbiegła się, lecz była tej ofensywy katalizatorem? Nieważne. Tak czy inaczej Kaczyński, od wielu miesięcy tkwiący na politycznej mieliźnie, złapał wiatr w żagle. Jakkolwiek zabrzmi to cynicznie i okrutnie wobec mieszkańców Kaukazu, ginących pod bombami i zmuszanych do ucieczki z ostrzeliwanych domów, polityczni sztabowcy czuwający nad wizerunkiem polskiego prezydenta zapewne odebrali gruzińską wojnę jako prawdziwy dar niebios. Strzały w Osetii rozległy się na kilka dni przed świętem Wojska Polskiego, kiedy prezydent tradycyjnie występuje w roli narodowego stratega i dowódcy armii – przyjmuje defiladę, awansuje oficerów, wygłasza patriotyczne przemówienia o bezpieczeństwie narodowym. Błyskawicznie zorganizowana wyprawa do Tbilisi pomogła Kaczyńskiemu uwiarygodnić się w tej roli. Jeszcze rok temu widok obecnego prezydenta na tle kolumn czołgów i maszerujących żołnierzy często budził uśmieszki i wywoływał złośliwe komentarze. Jednak dziś nawet zaciekli jego przeciwnicy powstrzymywali się od złośliwości. Ani sam Lech Kaczyński w wojskowym sztafażu nie wydaje się tak kuriozalny jak jeszcze kilka tygodni temu, ani militarne zagrożenie Polski nie jawi się już jako abstrakcja rodem z innego świata i odległych epok. Rosyjska inwazja na Gruzję uświadomiła Polakom, że mroczne strachy przeszłości, wyrażone w przeklętej polskiej wyliczance „wejdą? nie wejdą?”, mogą jeszcze ożyć. 20 lat po jesieni ludów okazało się, że trup imperium na Wschodzie nie jest tak całkiem martwy. Gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze. Polskie poczucie bezpieczeństwa jest zjawiskiem świeżej daty, a płynąca z niego pewność siebie zakorzeniła się w społeczeństwie bardzo płytko. Doświadczenia minionych pokoleń – rozbiory, zabory, okupacje – sprawiły, że wyczulenie i intuicja Polaków są wyostrzone do granic obsesji i nawet najlżejszy sygnał, przypominający o potencjalnym zagrożeniu ze strony sąsiadów, każe bić na trwogę i wznosić modły: „Pod twoją obronę uciekamy się, wielka, silna Ameryko”. Wystarczyły więc zaledwie dwa tygodnie kryzysu kaukaskiego, by powoli narastające w ostatnich kilku latach w polskim społeczeństwie trendy pacyfistyczne i antyamerykańskie odwróciły się w mgnieniu oka o 180 stopni. Skokowo wzrosła aprobata Polaków dla bliskiej współpracy militarnej z USA i dla instalacji tarczy antyrakietowej. Wystąpienia polityków lewicy, sprzeciwiających się tarczy i zacieśnieniu więzów z Ameryką, brzmią dziś anachronicznie, jak skamieniały relikt z epoki lodowcowej, i kompletnie nie przystają do nastrojów społecznych. Odwrót od antyamerykanizmu i renesans myślenia w kategoriach euroatlantyckich to nie tylko polska specyfika. Brutalny najazd na Gruzję zaszokował całą Europę i obudził w niej uśpione lęki z epoki zimnej wojny. Wbrew temu, co twierdzą eurosceptyczni radykałowie (licznie reprezentowani choćby na łamach „Rzeczypospolitej”), Europa nie zareagowała na rosyjską inwazję lękliwie, ugodowo, niezdecydowanie. Przeciwnie – dawno już nie mieliśmy okazji obserwować tak kategorycznej reakcji. Od czasów ZSRR nie słyszeliśmy czołowych polityków europejskich porównujących posunięcia Kremla do polityki hitlerowskich Niemiec ani nie obserwowaliśmy takiego zwarcia szeregów. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy niemieckiego kanclerza, który demonstracyjnie jedzie do państwa wojującego z Moskwą i tam rzuca Kremlowi w twarz: „Gruzini wejdą do NATO, jeśli tego zechcą, a właśnie tego chcą”. A jeszcze na ostatnim szczycie NATO Niemcy sprzeciwiali się przyjęciu Gruzji. Rzecznicy polityki prorosyjskiej zostali w Europie zagłuszeni i postawieni do kąta, z którego nawet nie śmią się głośniej odezwać (wyjątkiem ekscentryczny Vaclav Klaus, do niedawna ulubiony sojusznik Lecha Kaczyńskiego). Pytanie zatem brzmi: dlaczego tak wielu polskich publicystów usiłuje wmówić czytelnikom, że jest odwrotnie niż jest? Dlaczego tylu prawicowych komentatorów i polityków opowiada bajki, że Europa prowadzi wobec Moskwy kunktatorską politykę ustępstw? Autopromocja Specjalna oferta letnia Pełen dostęp do treści "Rzeczpospolitej" za 5,90 zł/miesiąc KUP TERAZ Ano, tylko dlatego, że taki fałszywy opis rzeczywistości jest potrzebny dla uzasadnienia postulatu, by Polska ustawiła się w opozycji do Europy, by kontestowała jej jedność i integrację, by blokowała przyjęcie traktatu lizbońskiego. – Nie integrujmy się z Europą, bo to zbiorowisko prorosyjskich mięczaków, którzy nie chcą bronić Gruzji, a gdy przyjdzie co do czego, to i nas zostawią w biedzie – sugerują eurosceptycy. Także i oni całkowicie rozmijają się z nastrojami Polaków, którzy w zdecydowanej większości wykazują zdrowy rozsądek i podobnie jak większość Europejczyków instynktownie popierają zwieranie szeregów Zachodu. Poczucie zagrożenia ze strony odradzającego się imperializmu rosyjskiego sprawiło, że polska antyrosyjskość i proamerykańskość nie są dziś w Unii dysonansem i nie rodzą konfliktów, jak to miało miejsce w okresie interwencji w Iraku. Wówczas Polska, popierając USA, była przez Paryż czy Berlin postrzegana jako czarna owca czy raczej osioł trojański Waszyngtonu. Dziś jednak stan ducha i umysłu Europy jest odmienny. Z tego powodu buńczuczne wystąpienie Kaczyńskiego w Tbilisi nie wywołało skandalu. W pierwszym momencie wydawało się, że przemówienie utrzymane w tonacji „lance do boju, szable w dłoń” spotka się z miażdżącą krytyką europejskich sojuszników. Rychło się jednak okazało, że część z nich potępia działania Moskwy w sposób równie, o ile wręcz nie bardziej radykalny (przykładem szwedzki minister spraw zagranicznych Carl Bildt, który sięgnął po analogię z III Rzeszą). W dodatku sama Moskwa postarała się dostarczyć swym krytykom kolejnych argumentów uzasadniających tak ostre sformułowania. Już po przemówieniu Kaczyńskiego oddziały rosyjskie przekroczyły granicę Osetii i bezceremonialnie zaczęły panoszyć się po terytorium Gruzji „właściwej”, niszcząc infrastrukturę i rabując. W obliczu takich faktów mniej czy bardziej prowokacyjne sformułowania polskiego prezydenta przestały razić, więcej – przestały kogokolwiek obchodzić. I na tym właśnie polega największy problem wyprawy do Tbilisi. W skali europejskiej okazała się przedsięwzięciem bez większego znaczenia. Wprawdzie Lech Kaczyński utrzymuje, że jego wystąpienie przyczyniło się do zmiany postawy polityków europejskich i że ich obecna radykalizacja jest jego zasługą, ale nie ma na to żadnych dowodów. Wydaje się raczej, że Europa usztywnia kurs wobec Rosji w odpowiedzi na działania Kremla, a słowa Kaczyńskiego spłynęły po niej jak woda po kaczce. A szkoda. Polski prezydent zmarnował okazję, aby nie tylko pojechać do Tbilisi i użyć ostrych słów, ale także zaprezentować się światu w roli wizjonera i męża stanu wytyczającego kierunki polityki europejskiej. Europa bowiem – zresztą nie tylko Europa, lecz także każda społeczność międzynarodowa – lubi i ceni politykę konstruktywną i kreatywną, która tworzy nowe jakości i wskazuje nowe ścieżki. Która buduje świat wolny od napięć i pomaga trwale wygasić ogniska zapalne. Jadąc do Tbilisi w towarzystwie przywódców środkowoeuropejskich, Kaczyński miał w kieszeni przepustkę do panteonu architektów ładu międzynarodowego, ale nie wyciągnął jej, ograniczając się do wygłoszenia banalnego przemówienia wzywającego do walki z „odwiecznym wrogiem Zachodu”. Wbrew temu, co twierdzą eurosceptyczni radykałowie, Europa nie zareagowała na rosyjską inwazję lękliwie. Przeciwnie – dawno już nie było tak kategorycznej reakcji Tymczasem mógł się zaprezentować jako ekspert od trwałego rozwiązywania konfliktów na terenach etnicznie mieszanych, takich jak Kaukaz. I jako eksporter pewnego modelu, który sprawdził się już w Europie Środkowej. Zachód jak ognia boi się takich ognisk zapalnych i nie wie, jak z nimi postępować. Często więc uważa, że wkroczenie tego czy innego mocarstwa jest mniejszym złem. Wprawdzie to okupacja, ale przynajmniej jest spokój – myśli wielu mieszkańców Europy i Ameryki, patrząc na takie rejony. Jak ironizowała Szymborska, narody małe rozumieją mało, więc trzeba im powiedzieć, co mają robić. Polska i inne państwa Europy Środkowej swoje wysokie notowania po 1989 r. i szybkie przyjęcie do struktur euroatlantyckich zawdzięczają właśnie temu, że udało się im przełamać ten zaklęty krąg historycznych konfliktów i animozji. W minionym stuleciu Europa Środkowa kilkakrotnie okazywała się punktem tak samo zapalnym jak Bałkany czy Kaukaz, tymczasem dziś jest wzorem stabilności i spokoju. Prezydenci z tej części świata, występując na wiecu w Tbilisi, powinni byli oświadczyć: – Wiemy, jak to się robi, i proponujemy, by nasze recepty zaaplikować Kaukazowi. Chcemy doprowadzić do kompromisu między tutejszymi narodami. Oczywiście nie bądźmy naiwni – nie oznacza to, że po takim wystąpieniu Abchazi, Osetyjczycy, Gruzini i przedstawiciele innych narodów ochoczo przystąpiliby do przyjaznych rozmów. Tym bardziej, że godziłoby to w interesy Rosji, podsycającej wzajemną wrogość i żywiącej się tutejszymi konfliktami. Jednak pierwsze ziarno zostałoby posiane, a w stolicach Zachodu odnotowano by: warto uważnie wsłuchiwać się w głosy płynące z Warszawy, bo tam rodzą się naprawdę niezłe pomysły. Sęk w tym, że znakiem firmowym polityki Kaczyńskich (Jarosław pozostaje dziś w cieniu, ale nie ulega wątpliwości, że ma decydujący wpływ na posunięcia brata) jest nie tonowanie napięć, lecz wskazywanie wroga. Ten zabieg kilkakrotnie okazał się skuteczny w polityce wewnętrznej. Kaczyńscy wykazują niebywałą zręczność, gdy trzeba podzielić społeczeństwo, wyostrzyć emocje, zmobilizować zwolenników i wzmóc niechęć do przeciwników. Tę receptę polski prezydent zastosował też w Tbilisi. Jego przemówienie oczywiście podbudowało emocjonalnie uczestników tamtejszego wiecu i trafiło do przekonania tym Polakom, którzy skłonni są wznieść dzisiaj pieśń „Raduje się serce, raduje się dusza, kiedy Lech Kaczyński na Moskala rusza”. Ale w polityce międzynarodowej był to strzał chybiony. Kogo w Europie miałyby poruszyć słowa Kaczyńskiego? Opinia publiczna Polski i Gruzji zgodnie dziś przyznaje, że polski prezydent okazał się przywódcą odważnym. Ale czy również mądrym, roztropnym i kreatywnym? Tu zdania są już podzielone. Na pewno nie zaprezentował się światu jako polityczny wizjoner i mąż stanu naprawdę wielkiego formatu. Dlaczego? Może po prostu nim nie jest. W powyższych rozważaniach słowem nie wspomniałem o kontrowersjach związanych z tarczą antyrakietową. Nie przypadkiem. Kłótnia w tej sprawie między PO i PiS była konfliktem pozornym, wyreżyserowanym na użytek opinii publicznej. Ani Tusk nie chciał tarczy utrącić, jak twierdzą politycy PiS, ani Kaczyński nie chciał do tarczy dopłacić, jak twierdzą politycy PO. Jedynym punktem autentycznie spornym była kłótnia, kto w czasie ceremonii będzie stał bliżej pani – Donek czy Leszek. Obaj chłopcy prawie się o to pobili, a potem w szatni pewnie jeszcze okładali się workami. Autor jest zastępcą redaktora naczelnego tygodnika „Newsweek”
Tłumaczenia w kontekście hasła "gdyby mu pozwolono" z polskiego na angielski od Reverso Context: Clark był prawdziwym psychopatą, i gdyby mu pozwolono, znowu by zabił.
Idzie Maciek, idzie, Z bijakiem za pasem, Przyśpiewuje sobie Dana, dana czasem. A kto mu na drodze stoi, Tego pałką przez łeb dana, dana, dana, dana, kto mu na drodze stoi, Tego pałką przez łeb dana, dana, dana, dana, biedaż nam, bieda, Że nasz Maciek chory, W karczmie go nie było Ze cztery wieczory; Oj, któż nam tutaj zaśpiewa, Oj, któż nam tu kupi dana, dana, dana, kupi któż nam tutaj zaśpiewa, Oj, któż nam tu kupi dana, dana, dana, kupi Maciek, umarł, Już więcej nie wstanie, Zmówmy zań pobożne Wieczne spoczywanie. Oj, bo to był chłopak grzeczny, Szkoda tylko, że nie dana, dana, dana, że nie bo to był chłopak grzeczny, Szkoda tylko, że nie dana, dana, dana, że nie Maćka Na sam środek wioski, Zeszli się do niego Kmotrzy i kumoszki. Już nikt mu nie dopomoże, Bo nam Maciek zmarł o boże!Oj dana, dana, dana, zmarł o boże!Już nikt mu nie dopomoże, Bo nam Maciek zmarł o boże!Oj dana, dana, dana, zmarł o boże!Umarł Maciek, umarł, Już leży na desce… Gdyby mu zagrali, Podskoczyłby jeszcze. Bo w Mazurze taka dusza, Gdy zagrają, to się dana, dana, dana, to się w Mazurze taka dusza, Gdy zagrają, to się dana, dana, dana, to się Umarł Maciek Umarł
am5LqIq.