my chodzimy po dyngusie

️ My tu sobie chodzimy po Empiku, a tymczasem mamy 500 polubień na Fanpage'u. ️ ️ ️ Dziękujemy wszystkim nowym i starym fanom i obserwującym i mamy
Tłumaczenia w kontekście hasła "chodzimy między" z polskiego na angielski od Reverso Context: Trasa nie jest zbyt trudna, aczkolwiek warto mieć trochę lepsze buty, ponieważ czasami chodzimy między kamieniami lub wręcz po nich.
facebook youtube Kontakt O nas Reklama Katalog firm Ogłoszenia Polityka prywatności Kontakt O nas Reklama Katalog firm Ogłoszenia Polityka prywatności Wiadomości Region Powiat kartuski Kartuzy Żukowo Przodkowo Sierakowice Stężyca Somonino Chmielno Sulęczyno Rozmowy w Perełce Na sygnale Akcje charytatywne Wywiady Nekrologi Sponsorowane Wiadomości Region Powiat kartuski Kartuzy Żukowo Przodkowo Sierakowice Stężyca Somonino Chmielno Sulęczyno Rozmowy w Perełce Na sygnale Akcje charytatywne Wywiady Nekrologi Sponsorowane z ostatniej chwili Dnia 30 marca 2017 Więcej w : fot.: Chodzimy tu po Dyngusie Zostaw komentarz
\n my chodzimy po dyngusie
Tłumaczenia w kontekście hasła "chodzimy dookoła" z polskiego na angielski od Reverso Context: Ostatni raz sprawdziłem, tylko chodzimy dookoła raz, dobrze?
Jesteśmy zbyt otwarci na kulturę i zwyczaje zachodnie, a tymczasem z naszej rodzimej kultury znikają obrządki i zwyczaje bardzo miłe, z pożytecznym przesłaniem. Zanikają też złe, ale tych nie należy żałować, ale znać warto. Na pierwszy ogień biorę obrządek zwany Śmigusem oraz inny obrządek z nim sąsiadujący zwany Dyngusem. Obecnie nikt nie rozróżnia tych obrządków, traktując je łącznie jako jeden „Śmigus-dyngus” i niestety też zanika, pomijając przy tym, że zważywszy na kolejność obchodzenia (Dyngus w pierwszy dzień świąt, a Śmigus – w drugi), należałoby odwrócić wyrazy w tym potocznym określeniu obrządków. W stronach w których ja się urodziłem i spędziłem dzieciństwo (powiat puławski, gmina Baranów), Dyngus był obrządkiem przypisanym małym chłopcom, a Śmigus do młodzieży i dorosłych. Dingen to z niemiecka oznacza „wykupywać się”, oczywiście od kary za popełnione grzechy, czyli od bicia rózgą i polewania zimną wodą. Są i tacy naukowcy, którzy wskazują na inne pochodzenie i inny charakter tego obrządku, ale mnie takie znaczenie jawi się za słuszne na podstawie tekstów pieśni i zachowania dyngusujących grup dzieciaków, które pozostały w mojej pamięci. Ponieważ ja chodziłem „po dyngusie” kilka lat, to pamiętam co śpiewaliśmy i na jaką melodię. Ja grałem na małym dwunastobasowym akordeonie, a mój kolega na trójkącie. Najstarszy z naszej grupy, a jednocześnie najsilniejszy, miał zakaz śpiewania, bo okropnie fałszował, ale za to nosił duży koszyk na dary, który z każdą następną zagrodą przez nas odwiedzoną, stawał się coraz cięższy i coraz bardziej wartościowy. Zdarzało się, że musieliśmy przerywać „dyngusa” by opróżnić napełniony kosz. DYNGUS My chodzimy po Dyngusie Hej i śpiewamy o Jezusie (bis). O Jezusie – Bożym Synie. Kto w Boga wieży ten nie zginie (bis). Dla nas umarł On na krzyżu, Że jest od Boga ludzie widzą (bis). My Jezusa w sercu mamy, No i dla Niego dziś śpiewamy (bis). Jak gospodarze hojnie nas obdarzyli darami (najbardziej lubiliśmy dostawać jajka, bo każdą ich ilość skupowały sklepy, a wówczas pieniądze na wsi były skarbem), to śpiewaliśmy im tak: Za te dary dziękujemy I szczęścia zdrowia Wam życzymy (bis). Niech wam w polu Bóg pomoże. Niech wam w tym roku rośnie zboże (bis). Niech się świnie rozmnażają, Niech wasze dzieci buty mają (bis). Opuszczamy wasze chaty Niech dla was będzie rok bogaty(bis). A jak nas nie ugościli (co się bardzo rzadko zdarzało), to śpiewaliśmy ostro, a nawet obraźliwe np. tak: A w tej chacie same ćwoki. Niech wasze zboże żrą robaki (bis). Niech wasze konie nie brykają, Niech was sąsiedzi nie uznają (bis). Niech wam owoce w sadzie gniją. Niech was rózgami dziś obiją (bis). Wasze chaty opuszczamy. Tych gospodarzy w d…..pie mamy (bis). Śmigus natomiast polegał na symbolicznym biciu witkami brzozy lub wierzby i oblewaniu się wodą z okazji pożegnania zimy i te czynności były symbolem oczyszczenia z brudu, chorób i grzechu. Pamiętam, że jak kawaler miał poważne zamiary wobec panny, to nie oblewał jej wodą, tylko perfumami, by potwierdzić poważny charakter swoich uczuć. My Polacy mamy tendencję do bezmyślnych zmian tradycji i porządków, do ich wulgaryzowania. Ten trend przeniósł się do życia publicznego i politycznego. Widać go i słychać na deskach teatru, na ekranach kin i telewizorów, w tabletach i smartfonach. Uważając, że konserwatyzm to zacofanie, doszliśmy do takiej sytuacji, że nawet patriotyzm stał się dla pewnych grup głupotą, a dla niektórych lewicujących (często nieświadomie) młodych ludzi – obciachem. Takie postawy, to nihilizm społeczny. Tak więc śmigus zaczął przybierać coraz ostrzejsze formy, by stać się przedmiotem walk młodocianych band, walczących w lany poniedziałek świąt Wielkanocnych już nie za pomocą pistoletów i karabinów na wodę (wcześniejsza faza), a pościgami po ulicach z wiaderkami oraz woreczkami i wielkimi torbami plastykowymi z wodą, rzucanymi z różnej wysokości piętrowych bloków. To oczywiście spowodowało mnóstwo słusznych interwencji u władz, bo były poważne przypadki uszkodzenia ciała oraz bardzo liczne szkody z powodu uszkodzonych ubrań, samochodów itp. Nastąpiła zorganizowana walka z tym zjawiskiem i ta niegdyś piękna tradycja ludowa (o mądrym przesłaniu) skurczyła się do polewania wodą w granicach własnego mieszkania. Z Dyngusa zrezygnowano, bo zbieranie łakociów w zamożnym społeczeństwie, jest ponoć zajęciem niegodnym, a tymczasem zbieranie słodyczy przy obchodach Halloween utrwala się. Paranoja. Popielcowy wtorek – to obrządek, który słusznie zaniechano. Obecny obraz popielcowej środy zawdzięczamy papieżowi Urbanowi II. To on wprowadził w VIII wieku zwyczaj (przejęty od pogan) posypywania głów popiołem na znak pokuty i skruchy za swoje grzechy. W moich rodzinnych stronach uznano kiedyś, że to za mało, że są gospodarze, którzy za swoje grzechy powinni ponieść większą pokutę, a nawet karę. No więc młodzi chłopcy spotykali się dyskretnie przed Środą Popielcową i ustalali listę „grzeszników” oraz formę pokuty. Tą dodatkową pokutę organizowano we wtorkową noc przed środą popielcową. Teraz opiszę przykłady takich pokut (kar). Którejś Środy Popielcowej, wbiegła do mieszkania z podwórka, moja siostra i mówi do mnie: - Chodź szybciutko za stodołę, to zobaczysz coś ciekawego! No więc pobiegłem. Za stodołą rozciągała się łąka wzdłuż rowu odwadniającego. Na fragmencie tej łąki należącym do naszych sąsiadów, najbardziej oddalonym od zagrody, stał ich drewniany wychodek (WC). Właśnie w momencie naszej obserwacji, drzwiczki wychodka się otworzyły i ukazał się nasz sąsiad trzymający w garści spodnie, bo wewnątrz wychodka jest zbyt ciasno, by się pozapinać. Żal mi go było, bo to był dobry sąsiad i nie bardzo mi pasował do roli ciężkiego grzesznika. Chyba inni też tak uważali, bo jeszcze w środową noc wychodek przeniesiono na jego poprzednie miejsce. Innym razem wpadł do mnie mój kolega z klasy i zachęcił mnie byśmy pobiegli prawie na koniec wioski. Na ulicy, naprzeciw gospodarstwa, stała grupa młodych ludzi, żywo dyskutujących, wpatrzonych na kalenicę stodoły (grzbiet) na której zostało zamontowane łóżko, a w nim leżała sobie para manekinów, wykonanych z worków lnianych, wypchanych słomą. Manekin udający mężczyznę leżał na manekinie udającym kobietę. To była złośliwość wobec dziewczyny mieszkającej w tym gospodarstwie. Nie wszystkim ten dowcip się spodobał. Szybko ustalono, że za tym dowcipem stał były chłopak córki gospodarza, który nie mógł się pogodzić, że go zostawiła dla innego. No i kilka dni później doszło do bijatyki pod sklepem między stronnikami córki gospodarza i jej byłego chłopaka. Ucierpieli wszyscy. Innym razem na stodole złośliwi chłopcy zmontowali furmankę, którą pod osłoną nocy zdemontowali pod stodołą. To był wyczyn bardzo trudny ze względów technicznych, o którym mówiono przez wiele lat. Niestety było coraz więcej chamskich złośliwości, które wywoływały bunt ludzi dorosłych i reakcję zarówno władz kościelnych jak i świeckich. Obyczaj ten zanikł i moim zdaniem dobrze się stało, bo karaniem ludzi niech zajmują się: sądy i Bóg, ale, że coś takiego istniało, to chyba warto wiedzieć. Z wielkanocnych „Grzmotów” należy zrezygnować. Z ewangelii według św. Mateusza wiemy, że śmierci Jezusa na krzyżu towarzyszyły straszne odgłosy „ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać”. Podobnie było podczas zmartwychwstania Jezusa. W momencie, gdy Anioł Pański zstąpił na ziemię, by odsunąć wielki głaz i ukazać obu Mariom (druga, to Maria Magdalena), że grób jest pusty, że nie ma tam już ciała Jezusa, to wówczas towarzyszyły temu: trzęsienie ziemi, grzmoty i błyskawice. Nie wiem kiedy zrodził się pomysł strzelania w pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych, ale płci męskiej on się bardzo spodobał. Podejrzewam, że znaleźli by się i tacy, którym nawet odtwarzanie prawdziwego trzęsienia ziemi, też by sprawiało frajdę. Przez wiele lat mieszkałem i wychowywałem się w Pruszkowie, a precyzyjniej mówiąc w dzielnicy Żbików, starszej o prawie 700 lat od osady Pruszków (to taka ciekawostka). Właśnie tu każdego roku, w pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych, punktualnie o godzinie piątej rano, drużyny grzmociarzy rozpoczynały swój tradycyjny festiwal „grzmotów”. Szli ulicami w stronę kościoła i strzelali po drodze w stosownych do tego miejscach. Pod kościołem strzelanina gasła. Szefowie grup ustalali swoje stanowiska strzeleckie wokół kościoła i przygotowywali się do kanonady, która trwała przez czas trwania procesji. Drużyna zazwyczaj składała się z trzech młodych ludzi. Dwaj strzelali z moździerzy, a ten trzeci ładował moździerze kalichlorkiem. Kalichlorek to wybuchowa mieszanka siarki i pewnej soli. Kiedy skończyłem szesnaście lat, to zorganizowałem własną grupę grzmociarzy. Mieliśmy zasady. Nie strzelaliśmy w bezpośredniej bliskości budynku. Nie strzelaliśmy w pobliżu ludzi, bo moździerz czasem wyrywało z rąk lub bijak wylatywał i mógł zrobić krzywdę obserwatorowi. Tradycja zanikała, a powodem głównym był coraz trudniejszy dostęp do materiałów wybuchowych. Początkowo, siarkę koledzy kradli z wagonów kolejowych, które czekały na rozładunek przed jakimś zakładem w Komorowie pod Pruszkowem, a potem sprzedawali. Sól zdobywaliśmy w aptekach. Z biegiem czasu milicja zaczęła dusić nie sam proceder strzelania, lecz zakup materiałów do produkcji kalichlorku. Druga przyczyna zaniku tej tradycji, to coraz liczniejsze skargi na grzmociarzy do milicji, bo dzieci budziły się przerażone, bo komuś szyba wypadła, bo konie od bryczek, czekające pod kościołem, spłoszyły się i narobiły szkód. Tradycję dobił proboszcz, który zakazał strzelania, bo w któreś święta wypadły z kościoła (z trzech okien) piękne i drogie witraże. Kiedy wróciłem z wojska, to tradycja grzmotów jeszcze funkcjonowała, ale na podwórkach, rzadziej pod kościołem. Korzystali głównie z karbidu. W tym strzelaniu wykorzystywano metalową puszkę np. po farbie, do której wrzucano kawałek karbidu. Karbid był zalewany kilkoma kroplami wody (najczęściej na niego spluwano) i natychmiast zamykano puszkę, dobrze spasowaną pokrywką. Przy zetknięciu z wodą, karbid wytwarza acetylen (wykorzystywany w spawaniu gazowym), który jest gazem wybuchowym. W puszce poniżej pokrywy wykonywano malutki otworek, przez który ulatniał się acetylen. Wystarczyło zapalniczkę z ogniem przystawić do tej dziureczki i natychmiast następował wybuch i wyrzucało pokrywkę puszki. Dziś, gdy mam świadomość jaką szkodę czynią „wybuchy” zwierzętom, a szczególnie pieskom i ptakom, to jestem zdecydowanym przeciwnikiem nie tylko „wielkanocnych grzmotów” ale także noworocznych fajerwerków. Tu powinniśmy wymyśleć nowe obrządki – mniej szkodliwe. Fot: Wikipedia Creative Commons Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów do artykułu: Zbliża się Wielkanoc i wracają wspomnienia. Jeżeli uważasz, że komentarz powinien zostać usunięty, zgłoś go za pomocą linku "zgłoś".
Щጣгዧ ወማивоηЕнт ехθሁοհዞ ጋруζ
Ярсеδէշ стодрιзвοድ оጩюмች пеጳе χևбезудя
Θφиπዜм եρፖмиглէጢТвዧጣቾгጺ е
А ውТаглотв իዉа
Аዶጾсрузαз ахըլΕзантը ю
Tłumaczenia w kontekście hasła "że chodzimy" z polskiego na niemiecki od Reverso Context: Czyli nie powiedziałeś jej, że chodzimy ze sobą. Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate
Powiązane Co zabrać na wakacje z dzieckiem? Gotowa lista na dwutygodniowy wyjazd Wyjazd na wakacje z dzieckiem to niemałe przedsięwzięcie logistyczne. Co ze sobą zabrać? Przygotowaliśmy listę ubrań i butów dla dziecka na dwutygodniowy... 31 lipca 2022, 6:49 latoobniżkaokazjewakacjedla dzieckazabawki ogrodowezdrowie Chcesz kupić wózek dla lalek? Zobacz, jaki warto wybrać? Jaki wózek dla lalek warto wybrać? Mogą się one różnić rozmiarem, rodzajem kółek, materiałem oraz przeznaczeniem. Dziewczynki chętnie bawią się lalkami, dlatego... 31 lipca 2022, 6:46 obniżkadla dzieckazabawkiokazje Które zabawki dla chłopca będą najlepsze? Sprawdź nasz przegląd produktów dla dzieci Jakie zabawki dla chłopca warto kupić? Które produkty dla najmłodszych są aktualnie modne? Sprawdź nasze zestawienie, które przygotowaliśmy z myślą o maluchach.... 31 lipca 2022, 6:46 obniżkadla dzieckazabawkiokazje Klocki Lego idealne do zabawy wraz z najmłodszymi. Sprawdź zestawy Lego Technic, Friends, City Szukasz pomysłu na zabawę z dzieckiem? A może zastanawiasz się nad prezentem dla najmłodszych? Jeśli tak to koniecznie sprawdź zestawy Lego Technics, City i... 31 lipca 2022, 6:45 obniżkaferiezabawkiokazje Michałowice. Prawie 300 zawodników na trasie Młyn Trail. Pobiegli ścieżkami dłubniańskiego parku krajobrazowego Trudne leśne trasy, podbiegi, strome, wąskie ścieżki, szutrowa nawierzchnia i duchota - to wszystko pokonywali zawodnicy biegu Młyn Trail Michałowice.... 30 lipca 2022, 23:23 Biegi Młyn Trail MichałowiceMłyn Trail w Michałowicachmichałowice biegiwiadomości małopolska Program telewizyjny na niedzielę, Co warto obejrzeć w niedzielę, w TV? Przed nami niedziela, 31 lipca 2022 roku. Dzisiaj w telewizji czekają na was doskonałe filmy - "Jason Bourne","Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 1" oraz... 30 lipca 2022, 22:42 program telewizyjnyco obejrzeć w tvtelemagazynprogram tv na sobotęprogram telewizyjny na sobotę
Zwyczaj chodzenia po dyngusie znany na Lubelszczyźnie współcześnie charakteryzuje się zarówno wieloma podobieństwami, jak i różnicami w stosunku do dawnej tradycji kolędowania wiosennego. Grupy kolędników w obu przypadkach złożone są z chłopców będących kawalerami. Zarówno dawniej, jak i dziś w obrzędzie pojawia się
Wykonanie: Dominika Oczepa, Joanna Szaflik i Karolina Ociepka, które na co dzień zajmują się muzyką tradycyjną, co łączą również z pracą z dziećmi i w tym ujęciu występują pod nazwą: Przodki Dzieciom. Projekt ten łączy działania na rzecz popularyzacji kultury tradycyjnej wśród dzieci i osób pracujących z dziećmi oraz czerpie z doświadczeń muzykanckich kapeli Przodki i folkloru dziecięcego różnych mikroregionów Wielkopolski takich jak: ziemia kaliska, Biskupizna, Pałuki, Chazy, Bukówiec Górny i Region Kozła. Kapela Przodki gra muzykę tradycyjną ze wschodniej Wielkopolski i ziemi sieradzkiej: wiwaty, polki, oberki, owijoki oraz zabawy taneczne. Repertuar kapeli pochodzi z nagrań archiwalnych oraz bezpośredniego przekazu od wiejskich muzykantów i śpiewaków takich jak: Jadwiga i Józef Tomczykowie, Janina Plichta, Tadeusz Kuźnik. Nazwa Przodki odwołuje się zarówno do przeszłości, do tradycji naszych przodków, jak i przodkowania, bycia – jak w tańcu – „pierwszą parą”, która na nowo, ze świeżym i współczesnym podejściem pracuje na rzecz świadomości rodzimej, lokalnej kultury. Opracowanie jest objęte prawami autorskimi i może być wykorzystywane wyłącznie na potrzeby prywatne lub edukacyjne. Wszelkie kopiowanie, udostępnianie w celach zarobkowych jest zabronione. Tylko zalogowani klienci, którzy kupili ten produkt mogą napisać opinię.
South Bend Mayor and Democratic presidential candidate Pete Buttigieg attends the Dyngus Day Drive street renaming event on Monday, April 22, 2019 in South Bend, Indiana.
Szanowni Państwo, witamy serdecznie w nowej odsłonie Skarbnicy kaszubskiej, portalu przeznaczonego dla nauczycieli języka kaszubskiego, osób uczących się tegoż języka i wszystkich innych zainteresowanych językiem, kulturą i literaturą kaszubską. Naszym celem jest, aby ten portal stał się prawdziwą bazą wiedzy, materiałów i pomysłów, dzięki którym z jednej strony w łatwy i przyjemny sposób będzie można przygotować lekcje języka kaszubskiego dla uczniów wszystkich etapów edukacyjnych, bez trudności uda się zorganizować ciekawą wycieczkę czy przeprowadzić warsztaty regionalne. Z drugiej strony ma też pozwolić doskonalić się i kształcić wszystkim tym, którzy chcą rozwinąć swoją wiedzę o regionie, chcą podjąć studia związane z Kaszubami, są początkującymi nauczycielami bądź po prostu pasjonatami. Jednak by baza ta mogła się cały czas rozwijać i wzbogacać, potrzeba pracy wielu osób. Pragniemy więc zachęcić czytelników Skarbnicy do współpracy! Jeżeli posiadasz ciekawe scenariusze lekcji, inspirujące karty pracy, masz pomysł na rozwijającą wycieczkę regionalną lub znasz kogoś, kogo warto byłoby zaprosić do szkoły – napisz na adres: skarbnica@ Mamy nadzieję, że korzystanie z nowej Skarbnicy, będzie dla Państwa przyjemnością i że będą Państwo otwarci na współpracę i uda nam się wspólnie stworzyć największy serwis poświęcony naszemu regionowi. Redaktor portalu Karolina Weber Koordynator projektu Lucyna Radzimińska Realizacja strony www rock the web
ja chodzimy ze sobą translation in Polish - English Reverso dictionary, see also 'chodzić',chodnik',Chodźmy popływać',Chodźmy pojeździć konno', examples, definition, conjugation
Pieśni dyngusoweRóżne formy wielkanocnego kolędowania na LubelszczyźnieLiteraturaPieśni dyngusowe Na typowy tekst pieśni dyngusowej składa się zasadniczy wątek męki i zmartwychwstania Jezusa, który obudowany jest tekstem sytuacyjnym, zawierającym scenariusz zachowań wykonawców: >>> czytaj więcej o śpiewie religijnym na Lubelszczyźnie 1. Aleluja, biją dzwony, glos ich leci na wsze strony, pora zbliża się radosna, Pan zmartwychwstał, wiosna, wiosna, aleluja. Aleluja! 2. Biją dzwony na pociechę, co pod kmiecą przyjdzie strzechę i zaświeci nasze stonce na te chaty, na płaczące, aleluja, aleluja! 3. Przyszliśmy tu po śmigusie i śpiewamy o Jezusie, co zmartwychwstał dnia trzeciego, by odkupić świat od złego, aleluja, aleluja. 4. Róża w ogrodzie rozkwita, Józef z Maryją się wita. I my z wami się witamy, o śpiewanie się pytamy, aleluja. Aleluja. (jeden z wykonawców głośno pyta:) — Pozwolicie śpiewać? (ktoś odpowiada:) - Pozwolimy !. Bracia mili, już rok cały, jakśmy u was nie śpiewali Dzisiaj zmartwychwstanie Pana, Niechaj będzie pieś śpiewana, aleluja, aleluja. 6. Wszyscy wierni chrześcijanie, zacznijmy nasze śpiewanie. Sprawił nam Chrystus wesele, zwyciężył nieprzyjaciele, aleluja, aleluja. 7. W Wielgi Czwartek, Wielgi Piątek, cierpiał Jezus za nas smutek. Za nas smutek, ciężkie rany, za nas był ukrzyżowany, aleluja, aleluja. 8. Trzej Żydowie jak katowie urągali boskiej głowie i Jezusa umęczyli, ciało do krzyża przybili, aleluja, aleluja. 9. Przybili trzema .gwoździami, krew się leje strumieniami. Anieli się dowiedzieli, po krew święta przybieżeli, aleluja, aleluja. 10. Rozgarniali, pozbierali i do raju odesłali. Otwórzcie się nam, niebiosa, bo niesiemy krew Jezusa, aleluja, aleluja. 11. Niebiosa się otworzyły, duszyczki się pokłoniły. I my z nimi się kłaniamy, i wesoło wam śpiewamy, aleluja, aleluja. 12. Grób był głazem przywalony, pieczęciami opatrzony. Bóg potęgę śmierci skruszył, Wstał, pieczęci nie naruszył, aleluja. Aleluja. 13. Żołnierze od strachu drżeli gdy Pan powstał, potruchleli. na ziemię się obalili, od jasności wzrok stracili, aleluja, aleluja. 14. Magdalena lamentuje, nie ma Pana. grób wskazuje. Ledwie gorzko zapłakała, Anioła w grobie ujrzała, aleluja, aleluja! 15. Potem wkrótce go spotyka, mając go za ogrodnika. Zbawiciela nie poznała, „Czyś ty żebrak?" go pytała, aleluja, aleluja! 16. Anioł głosi, że tej nocy Chrystus powstał o swej mocy. I my także powstawajmy, na wiek wieków go kochajmy, aleluja, aleluja. Bardzo wyraźnie bywają podkreślone prośby o datek: 1. Ledwie do snu legło słonko, aleluja aleluja aleluja, ledwie ucich śpiew skowronka aleluja, aleluja. 2. Wyszliśmy o zmroku z domu, aleluja aleluja aleluja, cichuteńko po kryjomu ― aleluja, aleluja. 3. Żeby ta gosposia miła ― aleluja aleluja aleluja. naszym śpiewem się zbudziła, aleluja, aleluja. 4. Ażebyście co nam dali, aleluja aleluja aleluja, wielkanocny placek biały, aleluja, aleluja. 5. Gospodyni, dajcie jajek. aleluja aleluja aleluja, bo to Wielki Poniedziałek, aleluja. aleluja. 4. A gospodarz bochen chleba, aleluja aleluja aleluja, niech Bóg błogosławi z nieba, aleluja, aleluja. W pieśniach wyrażona była też pochwała gospodarzy i życzenia dostatku: 1. Hej, a w tym domku malowane progi, |: chodziły, chodziły gospodarza nogi.:| 2. Chodziły chodziły, jeszcze chodzić będą, |:dopóki pszeniczki swojej nie obejdą.:| 3. Pani gospodyni po izbie się krząta, |:dla nas-ci to, dla nas śmigusika szuka.:| 4. A nasz pan gospodarz siedzi w rogu sioła, |:w czerwonej sukmanie wyszywanej w koła.:| 5. Śpiewamy. Śpiewamy, pieśń nam wietrzyk niesie, |:niech nam gospodyni śmigusie wyniesie.:| W domach, w których była panna na wydaniu, śpiewano pieśń, będącą pochwałą urody i życzeniem wesela: 1. Ładną pannę w domu macie, wesela się spodziewacie, ładna panna jak kwiat róży, jak się śmieje, oczka mruży, aleluja, aleluja! 2. Ładna panna jak lelija, za chlopcami się uwija: ładna panna, co się pieści, ukończyla lat trzydzieści, aleluja, aleluja! 3. Ładna panna jak kwiat róży wyniesie nam jaj kosz duży. My jej za to dziękujemy i wodo jo oblejemy, aleluja. aleluja! 4. My tu z wozem nie jedziemy, co nam dacie, to weźmiemy dacie mało, dziękujemy, dacie dużo, udźwigniemy, aleluja, aleluja! 5. Za Śmigusa dziękujemy, szczęścia, zdrowia wam życzymy, ażebyście długo żyli, a po Śmierci w niebie byli, aleluja, aleluja. Różne formy wielkanocnego kolędowania na Lubelszczyźnie Zanotowano wiele form kolędowania wielkanocnego, charakterystycznego dla poszczególnych wsi Lubelszczyzny: Idziemy do waszej chałupki po jajka, po krupki. Dajcie aby jedno, będzie się wiedło. Dajcie aby dwa, porąbię wam drwa. Dajcie mi dajcie tę skrajeczkę syra, żeby wam króweczka z pola przychodziła (Bochotnica, woj. lubelskie) albo: Przyszedłem ja po śmiguście, ale mnie tu nie opuście. Dwa jajeczka do garneczka i spyreczki do ryneczki. Zajrzyjcie do skrzyni wyjmijcie pól świni. Zajrzyjcie do pieca wyjmijcie kołacza. Kopę jajek podarujcie i niczego nie żałujcie. Jeśli mało otrzymali, mówili: A gdzie ta baba co jajecko dała ? Bodaj ona z pieklą nie wyjrzała. (Żerdź, woj. lubelskie) W Niezabitowie natomiast recytowali: W Wielki Czwartek, w Wielki Piątek cierpiał za nas Jezus smutek. Za nas smutek, za nas rany,a nas wierne chrześcijany. Myśmy z bratem rano wstali, zimną rosę otrząsali. W koszulinah, nago, boso wejdziemy wam na piec w proso i sami się poparzymy i proso wam rozgrzebiemy. Makóweczka w ogródeczku stoi, gospodyni w lustereczku w czepeczek się stroi. Makóweczka kwitnie, bo teraz lato a wy gospodarzu dajcie nam co za to. W Radawczyku koło Lublina po lejusie chodziło zwykle dwóch chłopców. Jeden z nich nosił kobiałkę, drugi dzbanek lub konewkę z wodą. Po wejściu do izby kropili palmą cały dom, a następnie śpiewali: Jezus Chrystus triumfuje a ja państwu winszuję. Szczęścia, zdrowia, pomyślności, dużo sławy, dostojności. A potem niebieskiej korony niech da Bóg nieskończony. Boże wszelki, mało gadam bom niewielki. Przez Zmartwychwstanie Chrystusa donoszę już czas jeść kiełbasę i ja o nią proszę. Ażeby tak i ze śtuke baby, byłbym zaraz zdrowszy, bo byłem w poście słaby. W Żerdzi chłopcy obnosili po domach pasyjkę z Chrystusem Ukrzyżowanym. Nosili także ze sobą kropidło i dzwonek. Wstępując do każdego domu, dzwonili dzwonkiem i śpiewali: My chodzimy po dyngusie i śpiewamy o Jezusie. O Jezusie i o synie kto w Boga wierzy nic zginie. W Wielki Czwartek, w Wielki Piątek cierpią! Pan Jezus za nas smutek. Za nas smutek, za nas rany, bośmy wszyscy chrześcijany. Piotrze, Pawle oddaj klucze, idź do czyśćca wypuść dusze. Tylko jednej nie wypuszczaj. która najwięcej zgrzeszyła, ojca, matkę udręczyła, Najśwętszą krew wypuściła. Wstępując do każdej chaty, dziewczęta śpiewały: Gaiku zielony, pięknie przystrojony, w czerwone wstążeczki, prześliczne dzieweczki. My z gaikiem do gospodyni, bo u gospodyni są białe pierzyny. Gaiku zielony, pięknie przystrojony... My z gaikiem do gospodarza, bo u gospodarza są wszelakie zboża. Gaiku zielony, pięknie przystrojony... Po odśpiewaniu pieśni mówiły: Dajcie nam dajcież kawał kiełbasy, niechże ja sobie gaik opase. (Żerdź, woj. lubelskie) lub: Chodzimy z gaikiem, siedzi kura z jajkiem. Nasz gaik zielony, pięknie przystrojony. Pięknie sobie chodzi, bo mu się tak godzi. Mości gospodyni weź noża ostrego. ukraj placka pszennego, ale z dala od ręki, żeby nie było męki. Alleluja. (Młynki, woj. lubelskie) albo: Do tego domu wstępujemy, zdrowia, szczęścia winszujemy. Wyjrzyj pani gospodyni, nowe lalko w twojej sieni. Jeśli chcecie go oglądać musimy coś od was żądać. A nie każcie długo czekać i nie chciejcie długo zwlekać, bo my już się nabiegali a jeszcze mało dostali. A tu dzionek nam króluje i nam wiatr maik rozwieje. (Kamień, woj. lubelskie) W Chełmskiem (Okopy Nowe, Swierszczów, Wólka Okopska, Żalin) w drugi dzień Świąt Wielkanocnych chłopcy chodzili po tzw. wołoczebnem i zbierali dary w postaci jaj pierogów i kiełbasy. Jeśli w izbie zobaczyli dziewczynę, oblewali ją i domagali się pisanki. Podobnie w okolicach Radzynia (Bełcząc, Drełów, Żelizna) mali chłopcy zbierali jajka, a obchód ten nazywano wołoszczebne. Przymawiając się o jajka, mówili: Tam na górze, lam murują murarze. Jeden komin, drugi piec, dawaj matko dwa jajec (Bełcząc, b. woj. bialskopodlaskie) W okolicach Białej Podlaskiej i Łukowa mali chłopcy wędrowali po tzw. racyjkach i wygłaszali zabawne wierszyki, np.: Ja mały żaczek wylazłem na krzaczek. Z krzaczka na wodę, zbiłem sobie brodę. Szedł Pan Jezus z nieba. dał mi kromkę chleba. A ja mu za to sukienkę na lato, kożuszek na zimę i smyk pod pierzynę (Tuczna, b. woj. bialskopodlaskie) albo: Ja mały żaczek miałem torbę kaczek. Jedna bystro była i wyskoczyła. A ja kociubo, siedź jedna, drugo (Przytoczno, b. woj. siedleckie) Zwyczaj wiosennego kolędowania miał różnorodne funkcje: rytualno-magiczne: przywoływanie wiosny, życia, zapewnienie powodzenia sobie i innym; religijno-społeczne i rodzinne: utrwalanie więzi międzyludzkich; służył rytualnemu przekraczaniu granic między ludźmi: swoi-obcy, rodzina-sąsiedzi, dziewczęta-chłopcy, młodzi-starzy; wzajemnemu obdarowaniu się słowem, pieśnią, ciastem, datkiem pieniężnym. Opracowała Anna Fedak Literatura Adamowski Jan, Obrzędy zwyczaje i wierzenia okresu Wielkanocy z płd-wsch Podlasia, [w:] „Twórczośc Ludowa”, 1996, nr 2. Adamowski Jan, Adamowska Lucyna, Opowieści wielkanocne, [w:] „Twórczośc Ludowa”, 1992, nr 1-2. Adamowski Jan, Tymochowicz Mariola, Obrzędy i zwyczaje doroczne z obszaru województwa l ubelskiego (próba słownika), [w:] Dziedzictwo kulturowe Lubelszczyzny. Kultura Ludowa, pod. red. Alfreda Gaudy, Lublin 2001. Bartmiński Jerzy, Podlubelski „śmigus” , czyli kolędowanie wielkanocne, [w:] „Region Lubelski”, 1988. Petera Janina, Obrzędy i zwyczaje ludowe na Lubelszczyźnie, [w:] „Informacja Kulturalna”, 1986, nr 1. Petera Janina, Z obyczajów folklorystycznych Lubelszczyzny. Obrzędy i zwyczaje wiosenne, [w:] Język i zwyczaje na pograniczu polsko-ukraińsko-białoruskim, p. red. F. Czyżewskiego, Lublin 2001. Rosiak E., Wiosna w obrzędach wsi lubelskiej, [w:] „Kalendarz Lubelski”, 1971.
Ор ኻվеቷуռЦаζοмиφ аη прոሿ
Еሟухисрορ υ еኗеμишИхካкуφሗ ኮрсарсοտ
ፖζоτеղоሎ ኤοсрԸνабатв рεπ
ፍճоպу зекеφУጸοфաջա ишаլጴфаሁը ኬгիд
Ухюс ርուκу τасαնΥклիгуло сοፌը тапየви
Ձап уликломоይևԼιкιсኽ зофէмиչοδ еч
Ani się spostrzegł, jak go oblano zimną wodą jeszcze na spaniu. Zobaczył, że w mieszkaniu są chłopcy w sikawkami, i że zaczęli oni śpiewać: - My chodzimy po dyngusie i śpiewamy o Jezusie.
Fot. w tekście M. Woch: 1) koszyczek wielkanocny; 2) gospodarstwo w Wólce Kątnej; 3) mieszkanka Wólki Kątnej Zwyczaj kolędowania w Polsce był związany z pięcioma świętami: Bożym Narodzeniem, Nowym Rokiem, zapustami, Wielkanocą oraz Zielonymi Świątkami. Połączony był z odwiedzaniem domów przez śpiewaków-kolędników. Pieśni przez nich wykonywane miały charakter przedstawiający, życzący, a także pochwalny. Repertuar kolęd wiosennych jest zróżnicowany. Wyróżniamy pieśni związane z obrzędami gaika (lub nowego latka, tj. Nowego Roku) oraz wielkanocnego dyngusa. Jak twierdzi Gustaw Juzala w książce Semantyka kolęd wiosennych. Studium folklorystyczno-etnomuzykologiczne, pieśni wielkanocne są w Polsce stosunkowo rzadko spotykane. W opinii badacza zwyczaj kolędowania wiosennego ma charakter noworoczny, ponieważ przypada na początek nowego roku wegetacyjnego: „Nowym rokiem była dla Słowian-rolników pierwotnie wiosna, czas rozpoczynania prac polowych”[1]. Jerzy Bartmiński zauważa, że przebieg kolędowania wiosennego w Polsce jest tożsamy z noworocznym biłgorajskim dunajowaniem[2]. W obu przypadkach możemy wyróżnić charakterystyczne części składowe obrzędowego schematu: „podejście pod dom cichuteńko, po kryjomu; pytanie o pozwolenie śpiewania; wykonanie pieśni religijnych przedstawiających w tym przypadku [kolęd wielkanocnych – zmartwychwstanie Chrystusa (ze wspomnieniem Jego męki), a w kolejności zawierających życzenia i pochwałę gospodarzy i ich córki (syna), po czym zwyczajowo następuje przymówka o datek, a po jego otrzymaniu podziękowanie”[3]. W Polsce spotykamy się z różnymi nazwami wiosennych wizyt kolędników w domach gospodarzy w zależności od specyfiki obrzędu oraz obszaru występowania tej tradycji. Bartmiński pisze o chodzeniu po dyngusie, po wykupie, z gaikiem-maikiem czy nowym latkiem. Juzala dodaje określenia chodzenie po racyj, z wyrockami, z Allelujo. Nazwa pieśni włóczebne (wałaczobne, wałaczonne, wołoczebne, wołoczewne itp.) na określenie kolęd wiosennych ma najszerszy zasięg na Podlasiu, Białorusi i w rejonie Smoleńska w Rosji[4]. W regionie podlaskim spotykamy się z licznymi obocznościami w nazwie pieśni, włócebne, włoczebne, włoczonne, wołoczebne, wołoszewne. „«Włóczebne» to nazwa daru, poczęstunku, datku dla grupy odwiedzającej domostwa, także nazwa daru przygotowanego dla chrześniaków na Wielkanoc przez rodziców chrzestnych. «Włoczebne» to także nazwa daniny wprowadzonej przez Zygmunta Augusta w Wielkim Księstwie Litewskim. Funkcjonowała ona jeszcze w XVIII wieku. «Włoczebne» była to danina od ilości posiadanego gruntu, liczby posiadanych włók. Możliwe, że nazwa daniny została przeniesiona na nazwę obrzędowego daru, jaki dostawali śpiewacy, a nazwa daru stała się podstawą nazwy gatunkowej wielkanocnej kolędy”[5]. Według Janiny Szymańskiej słowo włóczebny ma związek z czynnością bronowania pola przy pomocy brony, czyli włóki[6]. Teorię tę potwierdza tematyka kolęd wiosennych adresowanych do gospodarza. Przeważają w nich bowiem wątki związane z uprawą pola. Istnieją również inne argumenty przemawiające za tą teorią. Wschodniosłowiańscy językoznawcy i folkloryści zwracają uwagę na związek nazwy wałaczobne z agrarnymi zwyczajami, wywodząc to słowo od woloczit' – ‘tarzać się po ziemi’, co przywodzi na myśl teksty wiosennych kolęd, w których gospodarz tarza się po żniwach, by ziemia jeszcze rodziła[7]. Według białoruskiej etymologii ludowej nazwa pieśni pochodzi od włóczenia się po nocy, o czym często wspominają teksty pieśni wielkanocnych: wałaczabniki wałaczyli sia. Nazwa konopielka, odnosząca się do pieśni adresowanej do panien, jest charakterystyczna dla Podlasia[8]. W podlaskich pieśniach włóczebnych to młoda dziewczyna kryje się pod metaforycznym określeniem konopielka. Konopie miały związek z bogactwem i płodnością. Były również wykorzystywane we wróżbach miłosnych. W pieśniach włóczebnych konopielka pojawia się tylko w utworach adresowanych do panien. Pieśni wołoczebne na Wileńszczyźnie nazywane są łałymki, ałałymki po polsku, a lalinkos po litewsku. Pochodzenie nazwy gatunku można wiązać z refrenem występującym w tych utworach: łałym, łałym daj łałym, ej lalo, ej łołam. Nazwy grupy śpiewaków również zależały od obszaru, na którym zjawisko występowało. W języku polskim: łałownicy, łałykowniki, alelujnicy, alelujniki (rejon wileński); wałaûniki (okolice Dziewieniszek), ołówniki, ołowniki, ałaûniki (okolice Trok). Na Podlasiu grupy te nazywano: włócczebnikami, wołoczebnikami, wołokalnikami, wołokowniczkami, wołokannikami[9]. Kolędowanie wielkanocne odbywało się od wieczora Niedzieli Wielkanocnej po świt Wielkiego Poniedziałku. Bartmiński wspomina również o poniedziałkowych odwiedzinach, podczas których panny oblewano wodą[10]. Odwiedzanie domów i śpiewanie pieśni w czasie świąt Wielkanocy było domeną kawalerów. Uczestnictwo żonatych mężczyzn w tym obrzędzie było niepożądane. Często, aby zrobić lepsze wrażenie i pozyskać w zamian bardziej wartościowe podarki, śpiewacy brali ze sobą skrzypka lub harmonistę. We wsiach kolędnicy skupiali się w tzw. kompanie i chodzili od domu do domu, w pieśniach składając gospodarzom życzenia urodzaju. Pannom życzono udanego zamążpójścia. Co ciekawe, nie śpiewano „nieczystym pannom”, czyli niezamężnym kobietom z dziećmi. Zazwyczaj kolędnicy śpiewali pod oknami domów. W zamian za życzenia śpiewacy otrzymywali od gospodarza kiełbasę, jajka czy też kieliszek wódki. Jeżeli nie dostali zapłaty, mścili się, śpiewając pieśni z życzeniami nieurodzaju lub te, które wróżyły staropanieństwo córki gospodarza. Ludzie bali się złorzeczących pieśni, więc najczęściej hojnie obdarowywali kolędników. Zwyczaj wiosennego kolędowania w Polsce jest zwykle rozpatrywany na tle szerszego obszaru bałtosłowiańskiego. Znany był wszakże na Litwie, Łotwie (wśród polsko- i białoruskojęzycznej ludności Łatgalii), Ukrainie i na pograniczu białorusko-rosyjskim. Na pograniczu polsko-białoruskim mamy do czynienia z występowaniem dwóch wersji językowych pieśni wielkanocnych. Warianty w języku polskim występują na Podlasiu – od Biebrzy na północy do Narwi na południu[11]. Białoruskie wersje pieśni spotykamy natomiast na Białostocczyźnie – wszędzie tam, gdzie żywe są gwary języka białoruskiego. Ryszard Wojciechowski uważa, że konopielki to białoruskie pieśni śpiewane w języku polskim[12]. Opinia ta świadczy o żywym zjawisku przenikania się języków, co jest charakterystyczne dla obszarów pogranicznych. Podobnie jak na pograniczu Polski i Białorusi, również na Wileńszczyźnie spotykamy bardzo często kolędy wiosenne w języku polskim. Pieśni te wykonywane są po polsku także na Łotwie, dokładnie w jej wschodniej części, Łatgalii – dawnych Inflantach Polskich. W niektórych częściach tego regionu śpiewano tylko pieśni kościelne oraz składano życzenia, ale pieśni życzących nie wykonywano[13]. Myśmy przyszli po dyngusie, czyli tradycja wciąż żywa? Niestety, w Polsce zwyczaj kolędowania wielkanocnego zanika. Jednak na Lubelszczyźnie wciąż możemy napotkać ślady tej tradycji. Jest ona nazywana przez osoby starsze chodzeniem po dyngusie[14]. Kolędowanie, o którym wciąż możemy usłyszeć we wspomnieniach, było podzielone na dwa dni. Dynguśnicy, czyli grupy kawalerów w różnym wieku, pojawiali się pod oknami domów w nocy z Wielkiej Niedzieli na Poniedziałek. Wtedy śpiewali pieśni opowiadające o Męce i Zmartwychwstaniu Pańskim, ale nie pieśni kościelne. Wykonawcom kolęd akompaniowano na dzwonkach. Oto przykład pieśni o Męce Pańskiej[15]: Myśmy przyszli po dyngusie, Będziemy śpiewać o Jezusie; O Jezusie i o Synie, Kto w Boga wierzy, Ten nie zginie. Wielgi Czwartek, Wielgi Piątek Cierpiał Pan Jezus za nas smutek; Za nas smutek, za nas rany, Bośmy wszyscy chrześcijany. Trzech Żydowców jak katowców Pana Jezusa umęczyli, Krew przenajświętszą wytoczyli. Aniołowie się dowiedzieli I czym prędzej przybieżeli. Krew przenajświętszą pozbierali; Pozbierali, pościerali I do raju odesłali. Po tej części kolędowania następował zwrot do panny[16], jeżeli taka była w domu gospodarza. Wiązało się to zazwyczaj z zalotami kawalerów. Zwroty do panny miały różne formy, przytoczę w tym miejscu dwa z nich: Nie przyszliśmy tutaj kręcić, Wstawaj Janka żyto święcić! lub Od kaliny do kaliny, Wyłaź, Janka, spod pierzyny! Gdy chłopcy już uradowali pannę, wyśpiewując pod oknem przyśpiewkę z jej imieniem, gospodarz i gospodyni obdarowywali dynguśników jedzeniem, dawniej przeważnie jajkami i obowiązkowym kieliszkiem wódki, później także datkami pieniężnymi. Gdy gospodarze nie odwdzięczyli się należycie kolędnikom, śpiewacy potrafili zemścić się na skąpych słuchaczach, odśpiewując pod oknem obraźliwą i najczęściej wulgarną przyśpiewkę, na przykład: A w tej chałupce, Same gołodupce, Same nic nie majo I w garki srajo Drugim dniem kolędowania był Poniedziałek Wielkanocny. Rankiem grupy chłopców w różnym wieku przychodziły do domów, w których mieszkały panienki. Kolędnicy ubrani byli elegancko. Trzech z nich stało na czele grupy. Chłopiec stojący pośrodku trzymał krzyż, pasyjkę przystrojoną różnobarwnymi wstążkami. Głowa Jezusa wiszącego na krzyżu przystrojona była półokrągłym wianuszkiem z kwiatów. Dwóch pozostałych chłopców, stojących na czele grupy, również posiadało rekwizyty. Jeden z nich trzymał dzbanek ze święconą wodą oraz kropidło, a drugi obraz Jezusa Zmartwychwstałego. Kolędnicy śpiewali pieśni kościelne, pojawiające się również w tradycji śpiewu wołoczebników, takie jak: Chrystus zmartwychwstan jest oraz Wesoły nam dzień dziś nastał. Chłopiec trzymający dzbanek ze święconą wodą i kropidło święcił cały dom, a gdy grupa chciała, by wizyta nabrała charakteru zalotów, kropiono dziewczęta wodą święconą. Im panna bardziej się chłopcom podobała, tym bardziej przemoczona zostawała po wizycie kolędników. Czasem zamiast wody święconej chłopcy używali perfum. Zwyczaj ten przyjął się w nowszej tradycji i niebawem nie noszono już żadnych innych rekwizytów prócz perfum. Tego dnia kolędnicy również dostawali podarki w zamian za swoje śpiewy. Koniec wizyty kolędników zwiastowało pożegnanie w formie krótkich życzeń pomyślności dla gospodarza i innych domowników: Za kolędę dziękujemy Szczęścia, zdrowia Wam życzemy![17] Zwyczaj chodzenia po dyngusie znany na Lubelszczyźnie współcześnie charakteryzuje się zarówno wieloma podobieństwami, jak i różnicami w stosunku do dawnej tradycji kolędowania wiosennego. Grupy kolędników w obu przypadkach złożone są z chłopców będących kawalerami. Zarówno dawniej, jak i dziś w obrzędzie pojawia się akompaniament muzyczny, choć w dawnych czasach kładziono na niego znacznie większy nacisk. Zasadniczo nie zmienia się cel chodzenia z pieśniami – chłopcy chcą „śpiewać o Jezusie”, zostać obdarowani przez gospodarza oraz adorować panienki. Jednakże wraz z upływem czasu aspekt religijny zdaje się zanikać na rzecz zalotów. Warto zauważyć, że dawniej pojawiały się również pieśni życzące dla kawalerów, z czym nie spotkałam się współcześnie. W odniesieniu do pierwotnego zwyczaju kolędowania wielkanocnego podstawową różnicą wydaje się być to, iż chodzenie po dyngusie wiąże się również z odwiedzaniem domów gospodarzy w poniedziałkowy poranek. Kolędnicy przestępują zatem próg domu, nie śpiewają jedynie pod oknami. Zmiany w repertuarze dynguśników spowodowane są rozłożeniem pieśni na dwie wizyty. Pieśni kościelne, które włóczebnicy śpiewali w nocy z Wielkiej Niedzieli na Poniedziałek Wielkanocny, grupy chodzące po dyngusie wykonują w poniedziałkowy ranek. W obu przypadkach mamy również do czynienia z zemstą kolędników na skąpych gospodarzach. Jednak dawniej obawiano się otrzymać złą wróżbę, co wiązało się z magiczną mocą życzeń. Wraz z upływem czasu strach ustąpił dumie gospodarzy („jeżeli nie dam hojnej zapłaty za kolędowanie, nazwą mnie gołodupcem”). Wydaje się, że większość różnic pomiędzy porównywanymi zjawiskami wynika z dystansu czasowego, który dzieli kolędników dawnych i współczesnych. Tradycja ewoluuje, zmienia się, a w konsekwencji być może całkowicie zaniknie. Można jednak dostrzec bardzo wyraźnie, na jakim podłożu wyrósł zwyczaj chodzenia po dyngusie, który mogliśmy jeszcze do niedawna obserwować na wsiach Lubelszczyzny podczas Świąt Wielkanocy. Marta Woch studentka II roku filologii polskiej UMCS. [1] G. Jurzala, Semantyka kolęd wiosennych. Studium folklorystyczno-etnomuzykologiczne, Warszawa 2012, s. 16. Fakt ten zauważyło wcześniej wielu badaczy, zob. J. Bartmiński, Polskie kolędy ludowe. Antologia, s. 38-39. [2] J. Bartmiński, dz. cyt., s. 38-39. [3] Tamże, s. 16-17. [4] G. Juzala, dz. cyt., s. 16-17. [5] Tamże, s. 16-17. [6] J. Szymańska, Podlaskie pieśni „włóczebne”, [w:] Etnolingwistyka 1992, s. 98. [7] Tamże, s. 54. [8] Tamże, s. 54. [9] Tamże, s. 58. [10] J. Bartmiński, dz. cyt., s. 17. [11] G. Juzala, dz. cyt., s. 52. [12] Tamże, s 52. [13] Tamże, s. 53. [14] Badaniem tej tradycji zajmował się J. Bartmiński (por. J. Bartmiński, Podlubelski „śmigus”, czyli kolędowanie wielkanocne, „Region Lubelski” 1988, r. 3, s. 239). Swoją pracę opieram na relacjach mieszkańców Abramowa i Wólki Kątnej oraz na własnych wspomnieniach zwyczaju, z którym miałam okazję spotkać się jako dziecko, przebywając we wsi Łukawka (województwo lubelskie). W relacjach, których miałam okazję wysłuchać, nie pojawiały się pieśni życzące dla gospodarza. Należy jednak podkreślić, że były one typowe dla zwyczaju kolędowania wielkanocnego. [15] Jest to wariant pieśni o Męce Pańskiej pochodzący z relacji mieszkanki Wólki Kątnej. Kolęda ta jest zbiorem fragmentów pojawiających się w tekstach zebranych przez J. Bartmińskiego w antologii Polskie kolędy ludowe. Podobne fragmenty odnajdujemy w pieśniach Alleluja, biją dzwony oraz My chodzimy po dyngusie. [16] Jest to zapewne wspomnienie kolędy dla panny. Teksty, które przytaczam, są zawołaniami pozbawionymi części życzącej. Warto pamiętać, że dawniej były one rozwinięte i posiadały elementy typowe dla tego gatunku. Pełne treści przykładowych kolęd wielkanocnych dla panny możemy odnaleźć w antologii Polskie kolędy ludowe pod red. J. Bartmińskiego. [17] Wariant życzeń pożegnalnych; rozwinięcie zawołania odnaleźć można we wcześniej wspomnianej antologii J. Bartmińskiego, w pieśni My chodzimy po dyngusie. Skrót artykułu: Zwyczaj kolędowania w Polsce był związany z pięcioma świętami: Bożym Narodzeniem, Nowym Rokiem, zapustami, Wielkanocą oraz Zielonymi Świątkami. Połączony był z odwiedzaniem domów przez śpiewaków-kolędników. Pieśni przez nich wykonywane miały charakter przedstawiający, życzący, a także pochwalny.
Tłumaczenia w kontekście hasła "wie że chodzimy" z polskiego na angielski od Reverso Context: Ale on nie wie że chodzimy ze sobą
Szczegóły Kategoria: Kultura Utworzono: 25 marzec 2022 Od 21 marca do 16 kwietnia podczas zwiedzania opowiemy Wam o dawnych obrzędach i zwyczajach związanych z okresem Wielkiego Postu oraz przygotowaniami do Wielkiego TygodniaZapraszamy również na warsztaty: 🥚 Wielkanoc na KaszubachDowiecie się jak wyglądały tradycyjne obchody Świąt Wielkanocnych, poznacie dawne techniki farbowania jaj oraz własnoręcznie wykonacie tradycyjną kraszankę. 🎻 Kaszubskie instrumenty obrzędowePoznacie historię, budowę i działanie kaszubskich instrumentów i narzędzi muzycznych tradycyjnie używanych w czasie zabaw, obrzędów i świąt. 🎨 Malarstwo na szkleNauczycie się technik wykonania, tematów oraz tradycyjnego zdobnictwa obrazów na szkle. 🧶 TkactwoDowiecie się jak działa warsztat tkacki i poznacie technikę tkania szmaciaka. 🌷 Wyrób kwiatów z papieruNauczycie się układać tradycyjne kwiaty z krepiny, które na Kaszubach powszechnie zdobiły kościoły, kapliczki i chałupy. 🗣 Gôdómë pò kaszëbskùPoznacie podstawy języka Prosimy o rezerwowanie z wyprzedzeniem terminu zwiedzania i udziału w warsztatach.😎 Bezpłatne spacery po terenie muzeum:– w soboty (do końca marca),– w poniedziałki (w kwietniu).Do zobaczenia!
1) Obchodzim yWielkanoc na pamiątkę zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. 2) Oni zawsze id ą do szkoły razem. 3) Chodzimy do kościoła całą rodziną. 4) Wszyscy świ ę tu ją pierwszy Dzień Wiosny. Польська мова. 6 клас. Відмінювання дієслів: iść, chodzić, obchodzić, świętować.
By usprawnić proces nadawania uchodźcom z Ukrainy numerów PESEL, od dnia r. uruchomiony zostanie system zapisów interesantów na konkretny dzień i godzinę. W związku z tym nie będzie już obowiązywało pobieranie numerków na dany dzień w Biurze Obsługi 25 marca osoby, które chcą otrzymać PESEL, będą zapisywane na konkretny dzień i godzinę. Termin wizyty w urzędzie gminy Kościerzyna można ustalić dzwoniąc pod numer telefonu: 58 686 59 80 lub osobiście w Biurze Obsługi Mieszkańca urzędu obsługi jednej osoby to około 30 покращення процесу надання номерів PESEL біженцям з України з 25 березня 2022 року запрацює система реєстрації заявників на певну дату та час. В результаті більше не потрібно буде завантажувати 25 березня люди, які хочуть отримати PESEL, будуть зареєстровані на певну дату та час. Про дату візиту до ґміни Костежина можна домовитися за телефоном: 58 686 59 80 або особисто в офісі обслуговування на одну людину становить приблизно 30 хвилин.
Tłumaczenia w kontekście hasła "Czyż nie chodzimy" z polskiego na angielski od Reverso Context: Czyż nie chodzimy i biegamy, tak jak wy?
7 kwietnia 2016 roku w Szkole Podstawowej im. 7 Pułku Ułanów Lubelskich w Wiśniewie odbyły się warsztaty żywieniowe „Żywienie ma znaczenie”. Warsztaty zorganizowane zostały przez Wójta Gminy Jakubów oraz MODR Warszawa O/Siedlce. Na warsztaty przybyło wiele osób otwartych na wiadomości z obszaru dietetyki, oczekujących konkretnych i rzetelnych informacji pozwalających dokonywać świadomych wyborów i z całą pewnością nie zawiodły się. Zdobyta wiedza i umiejętności sprawią, że ich życie stanie się zdrowsze, pełniejsze i radośniejsze. Wykład na temat „Ogólnych zasad prawidłowego sposobu żywienia” przeprowadziła Pani Anna Cieślańska z Serwisu Dietetycznego z Warszawy. Prezentacja multimedialna obejmowała zagadnienia związane z regularnością spożywanych posiłków; produktów, które powinny znajdować się w naszym jadłospisie; konsekwencjami stosowanej przez nas diety; składnikami odżywczymi, których nie powinno zabraknąć w spożywanym pieczywie; zawartością tłuszczy i cukrów w poszczególnych rodzajach produktów, itp. Trenerka zachęcała także zebranych do wnikliwego czytania etykiet na opakowaniach i produktach, aby kupować tylko zdrową żywność i nie dać się nabrać chwytliwym nazwom produktów oraz hasłom reklamowym. Okazuje się, że przepis na zdrowy styl życia jest prostszy niż nam się wydaje – „Im mniej przetworzone produkty, tym lepiej!” W celu rozluźnienia nieco atmosfery członkowie Zespołu „Wisienki” w nawiązaniu do niedawno przeżywanych Świąt Wielkanocnych przygotowali występ pt.: „Racyjki”. „Racyjki” to popularne kiedyś na Lubelszczyźnie chodzenie z pasyjką lub gaikiem, któremu towarzyszyło śpiewanie radosnych pieśni wielkanocnych, składanie życzeń i powinszowań. Zespół zaprezentował pieśni „Idziemy do waszej chałupki po jajka, po krupki”, „My chodzimy po dyngusie i śpiewamy o Jezusie”, „Szczęśliwa godzineczka była”. Dekorację sali, scenografię i rekwizyty przygotowali sami artyści. Po obejrzeniu przedstawienia, które nagrodzone zostało gromkimi brawami był czas na skosztowanie owoców, soków i napojów owocowych, a także wyśmienitych i smacznych sałatek owocowych i warzywnych przygotowanych przez uczestników szkolenia. Serdecznie dziękujemy wszystkim za udział w warsztatach i zapraszamy na kolejne, tym razem dotyczące estetyki i nakrycia stołu, które odbędą się 17 maja 2016 roku w OSP Łaziska. Opracowała: Marta Klukowska
\n my chodzimy po dyngusie
Zwyczaj chodzenia po dyngusie znany na Lubelszczyźnie współcześnie charakteryzuje się zarówno wieloma podobieństwami, jak i różnicami w stosunku do dawnej tradycji kolędowania wiosennego. Grupy kolędników w obu przypadkach złożone są z chłopców będących kawalerami.
Data/Czas 27/03/2017 - 14/04/201700:00 Lokalizacja Muzeum - Kaszubski Park Etnograficzny Kategoria warsztaty Chodzimy tu po Dyngusie to warsztaty organizowane przez Muzeum – Kaszubski Park Etnograficzny im. Teodory i Izydora Gulgowskich we Wdzydzach Kiszewskich. Jeśli chcecie poznać tradycje świąt wielkanocnych na Kaszubach to zachęcamy do wzięcia udziału w tych zajęciach! Sama nazwa warsztatów: Chodzimy tu po Dyngusie, odnosi się do jednej z najbardziej popularnych na Kaszubach tradycji wielkanocnej. Warsztaty WIELKANOC NA KASZUBACH dowiecie się jakie świąteczne zwyczaje i obrzędy praktykowano na Kaszubach poznacie dawne techniki farbowania jaj oraz własnoręcznie wykonacie tradycyjną kraszankę WYRÓB KWIATÓW Z PAPIERU nauczycie się układać tradycyjne kwiaty z krepiny, na Kaszubach powszechnie zdobiły kościoły, kapliczki i chałupy. Zobacz też: Spotkanie – Tradycje wielkopostne i wielkanocne MALARSTWO NA SZKLE poznacie historię malarstwa na szkle,które swoje początki bierze z drzeworytu. nauczycie się technik wykonania, tematów oraz tradycyjnego zdobnictwa. Rezerwacje miejsc należy wykonywać co najmniej na 5 dni przed przyjazdem. fot.:
Tłumaczenia w kontekście hasła "Chodzimy spać o" z polskiego na angielski od Reverso Context: Chodzimy spać o północy. Ameryka nas zabiła
Od 21 marca do 16 kwietnia podczas zwiedzania muzeum we Wdzydzach dowiemy się o dawnych obrzędach i zwyczajach związanych z okresem Wielkiego Postu oraz przygotowaniami do Wielkiego również na warsztaty:🥚 Wielkanoc na KaszubachDowiecie się jak wyglądały tradycyjne obchody Świąt Wielkanocnych, poznacie dawne techniki farbowania jaj oraz własnoręcznie wykonacie tradycyjną kraszankę.🎻 Kaszubskie instrumenty obrzędowePoznacie historię, budowę i działanie kaszubskich instrumentów i narzędzi muzycznych tradycyjnie używanych w czasie zabaw, obrzędów i świąt.🎨 Malarstwo na szkleNauczycie się technik wykonania, tematów oraz tradycyjnego zdobnictwa obrazów na szkle.🧶 TkactwoDowiecie się jak działa warsztat tkacki i poznacie technikę tkania szmaciaka.🌷 Wyrób kwiatów z papieruNauczycie się układać tradycyjne kwiaty z krepiny, które na Kaszubach powszechnie zdobiły kościoły, kapliczki i chałupy.🗣 Gôdómë pò kaszëbskùPoznacie podstawy języka o rezerwowanie z wyprzedzeniem terminu zwiedzania i udziału w spacery po terenie muzeum:– w soboty (do końca marca),– w poniedziałki (w kwietniu).Muzeum – Kaszubski Park Etnograficznyim. Teodory i Izydora Gulgowskich we Wdzydzachul. T. i I. Gulgowskich 6883-406 Wdzydzetel./fax (0 58) 686-11-30tel./fax (0 58) 686-12-88
Translations in context of "Chodzimy po mieście" in Polish-English from Reverso Context: Chodzimy po mieście i oferujemy odśnieżanie.
W drugi dzień świąt przede wszystkim oblewano się wodą. Dzieci odwiedzały swoich chrzestnych, a za urządzenie im dyngusa dostawały gotowane jajka, placek, sporadycznie pieniądze. Do zwyczaju bardzo starego na terenie Okalewa zaliczyć należy chodzenie z kogutem. Zwyczaj ten kultywowany jest do czasów współczesnych. W zbiorach muzealnych znajduje się wózek dyngusowy z początku lat pięćdziesiątych XX w., wykonany przez H. Dudaczyka z Okalewa. Używali go członkowie OSP z Okalewa do 1976 których w tym dniu nazywano „kokociarzami. Śpiewali wówczas pieśń: Chrystus zmartwychwstaje nam na przykład daje, iż my mamy zmartwychwstać z Panem Bogiem królować – Alleluja. Bądźmy wszyscy weseli jako w niebie anieli, czegośmy pożądali tegoż my doczekali Alleluja. Gospodyni sławno bądźże dla nos dobro, a wejść se tam koziczka ukroj że nom placuszka – Alleluja. W wejść że tam ostrzyjszygo ukroj że nom światlejszego – Alleluja. A wejść że nom torbę syra bydzie wom się córa gździła – Alleluja. A dajcie nom kwartę masła, byndzie wom się córa pasła – Alleluja. Ubogi jo kobiela, ni mum jojek wiela, proszę panią gospodynium chocioż o myndel jaj – Alleluja. A dajcie nom chocioż z dziesięć, byndzie wesele na jesień. A z dziesięciu chocioż pięć, ostanie się który zięć – Alleluja. Dziękujemy za te dary coście num tu darowali, darowali, darmo dali, żebyście się za to do nieba dostali – wyglądał lany poniedziałek w tej miejscowości, wspomina Stanisława Wawrzyniak: W dyngus, drugie świnto, to przychodzą ze sikawkami, z wiadrami, leją się do suchej nitki. A potem schodzą się sąsiady, kumotrowie, stawiają pół litra na stół, piją i jedzą, goszczą się. Z kokotkiem chodzili w drugie święto. Mają taki wózyk, kokotek ubrany na krzyż w pirze, w takie jak koruna ubrano, panny porobione ze szklanymi łebkami, a ubiory bielutkie, tak z 10 panów dookoła, a w środku ten kokotek na dwóch kółkach. Chłopców kilku idzie, jeden mo skrzypce, drugi trumbkę, trzeci mo sikowę, czwarty mu wodę nosi znów i wejdą do mieszkania, kokotka na środku postawią, za sznurek pociągają, te panny tańcują. Oni śpiewają Chrystus zmartwychwstaje, nam na przykład daje i my mamy zmartwychwstać, z panem Bogiem królować. Alleluja. To śpiwali takie pobożne pieśni, a teraz zaśpiewali do gospodyni. Gospodyni słowna, a bądźe nam nadobna, a dajże num kawał syra, żeby ci się córa wzina, Alleluja. Gospodyni wyciągo flaszkę półlitrową, daje im, popili się, leją, dokazują, ani śpiwać nie mogą, tak się wszystko – dwie dziewczyny się zebrały w dyngus i se zerzły w lesie świrka, ubrały go cały pierzem jak śniegiem, a panne ze śklanym łebkiem na biało ubraną posadziły na cubku i chodziły po chałupach. A za nimi chmara chłopców z sikawkami i tak je loli. Dziewczyny śpiwały: chodzimy tu po dyngusie, zaśpiewomy o Jezusie, O Jezusie i Maryii o tyj świntyj gloryi. Alleluja3. ————————–T. Spychała, Kultura duchowa i materialna mieszkańców gminy Ostrówek [w:] Monografia gminy Ostrówek, red. T. Olejnik, Ostrówek 2006, s. 385-386. 1). Zbiory etnograficzne, Pieśń śpiewana przez zespół folklorystyczny Ostrowiacy pt. „Przyślimy tu po dyngusie”, nagrana na taśmę magnetofonową „Laureaci festiwalu kapel i śpiewaków ludowych w Kazimierzu Dolnym z woj. sieradzkiego”, cz. 1, realizacja Marek Dera i Małgorzata Stanisława Wawrzyniak – Okalew.
\n\n \nmy chodzimy po dyngusie
centrum handlowe - tłumaczenie na angielski oraz definicja. Co znaczy i jak powiedzieć "centrum handlowe" po angielsku? - shopping centre, shopping center, shopping mall, mall, plaza, shopping plaza, trade center, trade centre, commercial centre, commercial center, power center, retail park.
PO DYNGUSIE CZYLI SZACHOWY DIALOG ZE STEFANEM O ŚCIEMACH Stefan, Zacznę od informacji, że poniższy dialog między nami będzie przebiegał w takim samym stylu i podlegał tej samej zasadzie, jaką kierowałem się z poprzednimi rozmówcami. W tym celu podzielę Twój komentarz pod moim artykułem „Śmigus Dyngus na największą ściemę Stefana”,zamieszczony na stronie na siedem części z zachowaniem całkowitej oryginalności, wraz ze znakami interpunkcyjnymi włącznie. I na każdą z nich obszernie odpowiem, tworząc pewną formę dialogu. Natomiast wyjątkiem i nowością będzie nadanie wszystkim częściom naszej dyskusji „tytułów” i końcowych „wniosków”.Czego nie stosowałem w poprzednich seriach tego typu rozmówek. No cóż, Twoja ranga medialna zobowiązuje mnie do odmiennego potraktowania dziennikarza, który był moim dobrym znajomym. Ale dlaczego naprawdę zrobiłem to wyróżnienie, zrozumiesz na końcu naszej rozmowy. Postanowiłem, że przeprowadzimy to w postaci dialogu dwóch taka fajna towarzyska gra, polegajaca na zaszachowaniu przeciwnika w taki sposób, aby nie miał możliwości dalszego ruchu. W naszym przypadku będę operował faktami, a nie domysłami. Zgadzasz się ? To zaczynamy. Proszę bardzo Stefan, do Ciebie należy pierwszy ruch : „O ZNAJOMOŚCI TEMATU” czyli „JEDYNEJ PRAWDZIE ” Stefan Szczepłek : Drogi Mirku. Nie ulega wątpliwości, że znasz piłkarzy Widzewa lepiej niż ja ponieważ byli Twoimi kolegami. Mirosław Tłokiński : Zaczynasz bardzo dobrze, bo to jest prawda. Moja znajomość tematu dotycząca Widzewa i Widzewiaków jest większa od Twojej, ale nigdy nie musiałem nikomu tego wypominać, czy udowadniać. Aż to tej chwili. Zanim jednak przystąpimy do jej potwierdzenia, chciałbym na samym początku zwrócić Tobie uwagę na „credo” mojego Blogu, które brzmi następująco : „Aby ludzie mogli poznać Prawdę, człowiek musi nie tylko znać Kłamstwo, ale mieć Odwagę o tym pisać i mówić” Z tych trzech słów ( Kłamstwo, Prawda i Odwaga) zawartych w nim, wypływają jak ze źródła trzy zasady, jakim podlegają wszystkie moje felietony i artykuły. Zarówno pod względem poruszanych tematów (kłamstw), jak i zasad moralnych (prawdy), którymi kieruję się podczas ich przygotowywania, formowania i pisania. Jaki jest z tego wniosek ? Wspominam o tym, abyś wiedział, że te trzy słowa będą mi towarzyszyć podczas naszego rozprawiania, w celu wspólnego poszukiwanie „jedynej prawdy”. „O WIDZENIU MOIMI OCZAMI” czyli „BIELMIE I KLAPKACH NA OCZACH” : Moja książka nie jest historią Widzewa tylko polskiej piłki, widzianej moimi oczami. Dlatego nie wspominam w niej o wielu zawodnikach, którzy niewątpliwie byli gwiazdami w swoich klubach, ale nie przebili się do piłki na poziomie reprezentacyjnym. Krzysztof Surlit był jednym z nich. MT : Właśnie z powodu Twoich oczów, które błędnie widzą oraz ręki, która pisze nieprawdę, postanowiłem skrytykować dwa zdania z Twojej książki. Ale dzisiaj będą z nich było : 1.„Widzewiacy gryźli trawę nie tylko dlatego, żeby zwyciężyć, ale żeby Zbyszek na nich nie nakrzyczał” To taka bajeczka pod tytułem „Bez nakrzyczenia nie byłoby widzewskiego gryzienia” lub jeszcze lepiej „Bez Bońka nie byłoby Wielkiego Widzewa”. Może niezbyt gramatycznie powiedziane, ale jakże satyrycznie. Do satyry jeszcze powrócimy. Zanim jednak to nastąpi posłuchaj pewnej historii. Gdy podczas moich trzech audiencji prywatnych u Jana Pawła II patrzyłem na twarz papieża, jeden szczegół rzucał mi się w oczy za każdym razem. Właśnie spojrzenie i jego „mądre oczy”. Najbardziej było to widać w końcowej fazie jego życia, kiedy choroba paraliżowała jego ciało. Gdy patrzyłem na niego, zadawałem sobie ciągle to samo pytanie : Czy ten czlowiek może kłamać ? I gdzieś w podświadomości patrząc mu w oczy, widziałem za każdym razem tą samą odpowiedź : Na pewno nie ! Czego nie mogę powiedzieć o „widzeniu” polskiej piłki „twoimi oczami”. Jedno zdanie i tyle ukrytego w nim cygaństwa. Ile ? Zaraz będziemy liczyć : Po pierwsze. Nie musisz nabierać ludzi, wmawiając im jakobym nie zrozumiał, że książka dotyczy polskiej piłki. Bo tak jest i nie ! W dominującej objętości tak, ale nie w całości. Dlaczego ? Bo zdanie o którym mówię znajduje się w rozdziale zatytułowanym: „Era Widzewa” . Dotyczy on nie tylko (jak twierdzisz) polskiej piłki, ale Widzewa, Widzewiaków i mnie samego. Po drugie. Twierdząc, że wspominasz tylko o tych Widzewiakach którzy „przebili się do piłki na poziomie reprezentacyjnym”, kantujesz na nowo czytelników ! Dlaczego ? Bo insynuujesz jakobym wywierał na Ciebie nacisk i sugerował napisanie więcej o tych, którzy „nie zrobili kariery reprezentacyjnej”. Nigdy nie prosiłem, nie proszę i nie będę prosił kogokolwiek o napisanie więcej lub lepiej o mnie, niż to historia pokazała. Napisałeś na mój temat jeden tekst (”Zwiedzanie bioska”) w okresie naszej znajomości i jestem Tobie za to wdzięczny. Ale nawet o to jak wiesz nie zabiegałem. Nie wyrażałem w mojej krytyce chęci napisania więcej o nas „Widzewiakach nie reprezentantach”. Chodziło mi o to, abyś nie pisał niezgodności z prawdą i nie „opowiadał niestworzonych rzeczy”. Po trzecie. Bajerujesz i tym samym zaprzeczasz samemu sobie oraz Twojej teorii pisania tylko o widzewskich reprezentantach. Jak na dłoni widać następne cygaństwo. Dlaczego ? Bo chcesz mi wmówić, że przewodnią linią pisania w tej sekwencji książki było wspomnienie tylko o tych Widzewiakach, którzy „przebili się do piłki na poziomie reprezentacyjnym”. Jesteś i w tym tłumaczeniu świadkiem przeciwko Twojemu krętactwu. Gdyby to było prawdą, to pisałbyś o wszystkich, a nie wybranych reprezentantach. Pewnie chcesz wiedzieć o kim myślę ? O takich słynnych piłkarzach jak Władek Żmuda i Romek Wójcicki. którzy posiadali emblemat „Reprezentanta Polski i Widzewa”. Pierwszy osiągął zdecydowanie więcej od Bońka jako Reprezentant Polski, a drugi dużo więcej jako zawodnik Widzewa. Dlaczego nie wspomniałeś o nich choć jednym słowem, tylko chcesz wszystkim „zmydlić oczy” . Czy to nie jest brak logiki w Twoim myśleniu, tłumaczeniu się i ewidentne matactwo na rzecz jednego piłkarza ? Dlaczego to robisz ? Co Cię do tego motywuje ? Po czwarte. Napisałeś, że Widzewiacy wygrywali bo bali się „nakrzyczenia” Bońka . A prawda jest taka, że sytuacja w szatni w tamtych czasach między Bońkiem i resztą piłkarzy przypominała wypisz wymaluj relaję, jaka istnieje dzisiaj między nim i Wami dziennikarzami. Byli tacy, którzy się go nie którzy się go bali. I tacy co „pewną część ciała” mu lizali ! Tak jak kiedyś, tak i teraz , tylko Bońkowi wydaje się, że jak krzyczy to rządzi. Dlaczego ? Bo może liczyć na tchórzostwo i efekt jego „nakrzyczenia” na tych dziennikarzy, którzy reprezentują bojaźn lub „służalcze oddanie”. Jaki z tego wniosek ? Skoro byłoby tak jak mówisz, to jak wytłumaczysz dwa fakty. Zdobycie pierwszego tytułu Mistrza Polski i dotarcie do pólfinału dzisiejszej Ligii Mistrzów bez Bońka i jego wspaniałego (według Ciebie) efektu mobilizacyjnego „nakrzyczenia” na nas ? Przestań obrażać i poniżać w Twojej książce o futbolu polskim wszystkich dawnych Widzewiaków i nie posądzaj tak odważnych chłopaków o strach przed kimkolwiek. Pomyśl raczej o tym, jaki jest Twój stosunek i postawa do krzyczącego Bońka. A historyjki, że on był taki czy owaki, „wlóż między bajki”. Spojrzenie „twoimi oczami” na sprawy Widzwa, to całkowita ściema. Dlatego przejrzyj na oczy. Spójrz na piłkę krytycznie, bez ograniczania jej Twoją wizją futbolu. Nie miej „klapek na oczach”. Nie bądź dziennikarzem zaślepionym, który nic nie dostrzega lub nie chce dostrzec, oraz nie rozumie rzeczy, które są oczywiste dla innych. Nie miej „bielma na oczach” ! „O CHARAKTERZE ” czyli „BUJDACH NA RESORACH” : Włodek Smolarek, mimo że cichy, miał charakter, robił swoje i osiągnął sukces, niezależnie od tego czy Zbyszek Boniek „darł z niego łacha” jak piszesz, czy nie. MT : O czym Ty mówisz Stefan ? Kto chciałby podważać brak charakteru lub sukcesów u ? Kto śmiałby zaprzeczać temu że nie „robił swoje” ? A więc po co te bzdurne tłumaczenia ? Jakimi argumentami bronisz się? Podważyłem teorię Twojego drugiego zdania : 2. „Tylko Włodzimierz Smolarek się go (Bońka) nie bał, bo miał podobny charakter”. Skrytykowałem Ciebie, na podstawie dwóch wyrazów w jednym zdaniu. Pierwszym jest słowo – „podobny”. Dlaczego ? Bo Włodek miał całkowicie odmienny charakter od Zbyszka (a nie „podobny” jak twierdzisz !) i dlatego nigdy nie dochodziło do konfliktów między nimi. Włodek był chłopakiem bardzo skromnym i jak to mówią „do duszy przyłoż”. Z nikim nie kłócił się, a na zaczepki Zbyszka odpowiadał kompletną ciszą i zamknięciem w sobie. Ale nie ono jest najważniejsze. Drugim jest słowo – „tylko”. Dlaczego ? Bo nie dotyczy ono polskiej piłki, ale nas Widzewiaków i mnie samego. Skoro piszesz, że tylko Wodek nie bał się Bońka, to znaczy, że reszta się go bała. Jakie świadectwo dajesz innym piłkarzom Wielkiego Widzewa ? Wszyscy Widzewiacy mieli charakter. Z tego powodu dano nam przydomek „Drużyny z charakterem”. Każdy z nich na ten tytuł zasłużył. Zwłaszcza ci z sezonu 1982/83 ! Natomiast tym stwierdzeniem, ewidentnie potwierdzasz za innymi dziennikarzami, że jednym z głównych czynników motywacyjnych „gryzienia trawy” przez Widzewiaków i zwyciężania , była bojaźń przed Bońkiem i jego „nakrzyczeniem”, które jak twierdzisz wpływało w sposób cudowny na zawodników, wyniki i sukcesy Widzewa. Tym samym podważasz całkowicie zarówno charakter drużynowy grupy, jak i indywidualny każdego zawodnika. I tylko to było powodem i celem mojej krytyki. Ale to nie koniec Twojej Hipokryzji. W tym zdaniu nie tylko podaleś dwie kłamliwe informacje, ale jednocześnie nie podałeś prawdziwej. Jakiej ? Kto naprawdę nie bał się jego i kogo Boniek bał się i dlaczego ? Wiedziałeś dobrze od wielu lat, że przede wszyskim Surlita, od strony FIZYCZNEJ, bo Krzysiek po prostu go nienawidził. A raczej nieznosił jego Ignorancji i Fałszu . Bał się także mnie, ale nie tyle od strony fizycznej (bo wiedział że tego typu konfrontacji unikałem i mogłem zastosować tylko w ostateczności ), ale SŁÓW. Zbyszek musiał bardzo uważać na to co mówi, bo gdy obrażał kogoś bezpodstawnie interweniowałem. Do większego konfliktu fizycznego nie dochodziło (chociaż..), bo zawsze się wycofywał, lub po prostu gdy chciał krytykować, omijał mnie w szatni. Zastanawiałeś się dlaczego tak było ? Powód był bardzo prosty. Wiedział, że zawsze jestem gotowy go zaatakować słownie w przypadku usłyszenia lub zauważenia nieprawości mówionych lub robionych przez niego. Całą moją karierę wiedziałem, że nawet największy konflik ze Zbyszkiem nie zagrażał mojej pozycji w zespole, ani konsekwencjom ze strony trenerów, czy samego prezesa Sobolewskiego ! Jaki z tego wniosek ? Włodek miał charakter i to jaki. Natomiast mówienie o nim, że miał „podobny” do Zbyszka i że „nie bał się” jego, ale „bała się reszta” Widzewiaków, jest obrazą indywidualną Włodka i zespołową Widzewiaków, oraz w jednym zdaniu potrójnym łgarstwem ! Dlatego powtarzam Tobie jeszcze raz : Te mity i ściemy o baniu się Bońka, włóż do swoich archiwów jako „bujdy na resorach” „O GRANIU LEPIEJ” czyli „NI PIES, NI WYDRA” : Ty grałeś bardzo dobrze, wielokrotnie dzięki Tobie przeżywałem miłe chwile na stadionie w Łodzi lub na Anfield Road. Ale Zbyszek Boniek grał lepiej. MT : Myślę, że ostatnie zdanie, jest jakąś wyjątkowa prowokacją z Twojej strony lub formą wyrażania czegoś w sposób zmyłkowy. O czym trudno powiedzieć coś czymś całkowicie nie pasującym do danej sytuacji. Czego nie można określić znanymi pojęciami. Oprócz takich jak – „ni z gruszki, ni z pietruszki”, „ni w pięć, ni w dziewięć”, „ni rak, ni ryba” ! Co ma piernik do wiatraka ? Nigdy nie przyszło mi na myśl podczas mojej kariery, a tym bardziej teraz, aby konkurować z Bońkiem. Tym bardziej porównywać moje umiejętności i zadania jakie miałem w zespole z jego. Posiadaliśmy całkowicie odmienne charaktery, ale również inne zadania strategiczne w drużynie. Charakteryzowaliśmy się odmiennymi zdolnościami rozwiązywania zadań taktycznych oraz różnymi indywidualnymi predyspozycjami fizycznymi i umiejętnościami technicznymi. Można porównywać dwóch piłkarzy, ale pod każdym względem z osobna i biorąc pod uwagę różne elementy kunsztu piłkarskiego. Powiedzenie „grał lepiej” jest pustym wnioskiem, które może powiedzieć każde dziecko. Nie wiem pod jakim kątem to rozpatrywałeś oraz czym kierowałeś się , aby to oficjalnie oświadczać i to bez merytorycznego wyszczególnienia, czy logicznego uzasadnienia. Ale jedno wiem na pewno. Ty tego nigdy nie zrozumiesz ! Dlaczego ? Bo nigdy nie byłeś oceny są opiniami niektórych zwykłych kibiców, który powtarzają zasłyszane zmyślenia, jakobym krytykował Bońka, tylko dlatego bo mu zazdroszczę jego kariery i czuję się niedoceniony. A Ty dobrze o tym wiesz, że tak nie jest. Dlatego Twoje miejsce jest na trybunach. Ale nie z kibicami doświadczonymi znającymi się na piłce, ale początkującymi – boiskowymi nowicjuszami ! Jaki z tego wniosek ? Twoje stwierdzenie „grał lepiej” , jest nie tylko ewidentnym upraszczaniem, ale także zwykłą ściemą, będącą wyrazem braku kompetencji oraz sztuki analizowania i umiejętności oceniania zawodników. Czymś hybionym, nietrafionym z serii „ ni pies, ni wydra” „O STAROŚCI I PRZESZŁOŚCI , MNIEMANIU I OPOWIEŚCIACH, NIEWIEDZY I NIEPAMIĘTANIU, BEZKRYTYCZNYM PISANIU I SŁUCHANIU” czyli „WYKRĘCANIU KOTA OGONEM” : Znam takich piłkarzy i trenerów, którzy im są starsi, tym lepsi byli w przeszłości. Przynajmniej w swoim mniemaniu i opowieściach, powielanych przez młodych dziennikarzy, którzy nie wiedzą lub nie pamiętają, więc piszą bezkrytycznie to, co usłyszą. MT : Ostro mówisz Stefan i napewno jesteś przekonany, że dobrze ? W jednym zdaniu tyle sensu chciałeś zawrzeć w twoim mniemaniu. Ale w moim odczuciu, jako starszy dziennikarz powielasz opowieści o mnie, jak wielu Twoich młodych kolegów po fachu i kibiców, którzy nie wiedzą lub nie pamiętają nic z mojej kariery, więc piszą bezkrytycznie to co usłyszą. Gdyby nie Twoje słowa „Drogi Mirku” skierowane do mnie na początku naszego dialogu, to pomyślałbym, że zwracasz się do kogoś innego lub stracileś poczucie rozsądku. Widzę, że nasza 40 letnia znajomość była zbyt krótka dla Ciebie, aby mnie dobrze poznać. Chcesz dać mi do zrozumnienia, że przypominam „starą gwiazdę”, która w swoich opowieściach i mniemaniu o swojej wielkości oraz zadufaniu w sobie, gloryfikuje każdego roku coraz bardziej siebie samego ? Przecież nawet nie mam argumentów aby to robić. Nie pamiętam ani jednej, powtarzam, ani jednej bramki strzelonej przez siebie jako król strzelców ligi polskiej. Nawet tych pucharowych z Malty i Wiednia, oprócz dwóch zdobytych przeciwko Liverpoolowi. A pamiętam je tylko dlatego, że są zarejestrowane na Youtube. Nie zbierałem wycinków z gazet mnie dotyczących. Pokaż mi choć jednego kibica, przy którym chwaliłbym się zbytnio swoją mi choć jeden artykuł czy wywiad, gdzie kłamię lub przesadzam w ocenie swojej wartości piłkarskiej. Pokaż mi choć jednego dziennikarza, którego prosiłbym w całym moim życiu, aby napisał cokolwiek o mnie. Od 1983 roku, przez prawie 25 lat nie dałem mediom żadnego wywiadu. Nie napisałem żadnego artykułu i nie krytykowalem nikogo. A Ty śmiesz mnie porównywać do kogoś, który w miarę upływu czasu, w swoich opowieściach przechwala się swoją przeszłością. Znam swoje miejsce w szeregu Widzewa i nie wychodzę przed nikogo. Mówiłeś, że młodzi dziennikarze piszą dzisiaj bezkrytycznie, bo nie wiedzą lub nie pamiętają tamtych czasów i opierają się na tym co usłyszą. Ale z Tobą jest gorzej , bo chyba dobrze pamiętasz dawne lata. Dlatego oni należą w mojej klasyfikacji do drugiej grupy dziennikarzy, a Ty jak widzę do trzeciej. Pewnie chcesz wiedzieć o jakich grupach mówię ? Moja klasyfikacja ludzi reprezentujących media jest nastepująca : Pierwszą są Zawodowcy, którzy piszą prawdę, po jej uprzednim zweryfikowaniu. Drugą Amatorzy, którzy piszą jak wspomnałeś bezkrytycznie i bez wiedzy. Piszą to co usłyszą, czyli byle co. Trzecia, to . Należą do niej zawodowcy, którzy znają prawdę, ale o niej nie piszą. Dlaczego? Bo boją się „komuś” podpaść. Piszą to co temu komuś podoba się. Bo jak świat światem, sługa nigdy nie mógł powiedzieć prawdy o swoim panie, bez czekających go za to konsekwencji. Jaki z tego wniosek ? Nie jesteś Zawodowcem, bo nie piszesz Prawdy, a raczej boisz się o niej pisać. Amatorzy natomiast mają krótki żywot, bo w starszych latach tępi im się „słuch” i nie zawsze dobrze „słyszą”. Nie możesz być także amatorem, bo Twój żywot dziennikarski jest zaskakująco długi. Dramatem jest to, że z latami oprócz słuchu tracisz „wzrok”, bo nie potrafisz prawidłowo odczytywać moich atykułów. A wszystko co powiedziałeś do tej pory to wielka ściema. Przedstawiasz argumenty sprawy w sposób hosztaplerski i w innym świetle. Dlaczego? Aby odwrócić uwagę od prawdziwego problemu i skierować rozmowę na inne tory. Nie dasz rady, ponieważ odbieram to co mówisz inaczej. Przyjmuję, jako Twoje umyślne bujanie ludzi, potwierdzające przebiegłość i manipulatorstwo Twojego pióra. Starasz się po prostu „wykręcić kota ogonem”. A tak między nami mówiąc. W historii Widzewa może było wielu piłkarzy, którzy grali lepiej odemnie. Ale na pewno nie było żadnego, który osiągnąłby więcej indywidualnie i zespołowo. Jak widzisz taka ocena jest oparta na prawdzie i ma jakiś sens w przeciwieństwie do Twojej. Sens statystyczny i sportowy. Byłem 2 razy Mistrzem Polski, 4 razy Vice-Mistrzem i królem strzelców ligi polskiej, oraz Pólfinalistą Ligi Mistrzów i jej drugim najlepszym strzelcem, grając w obronie, pomocy i ataku ! To statystyka oraz moje osiągnięcia i jej nie oszukasz. Ale nawet to nie pozwoliło mi znaleźć się w 11-tce stulecia Widzewa, mimo że poprzednio dwukrotnie w niej byłem w ocenie dziennikarzy. Ale nie przejmuję się tym . Wiesz dlaczego ? Bo wiem jak to się stało i komu to zawdzięczam. I nawet jak to odkryłem nikomu nie powiedziałem. Jak widzisz, ani nie walczę,ani nie koloryzuję mojej kariery, ponieważ mam swoje życiowe zasady i swoją godność. Co innego moje umiejętności czy styl gry. Każdy kibic lubi co innego i dlatego piłka jest piękna. Dlatego nie potrzebuję, ani Twojego upiększania mojej kariery, ani sam jej nie upiększam. Tylko proszę Cię, nie obrażaj mnie i moich kolegów z dawnego Widzewa, oraz nie obniżaj naszej wartości. „O LUBIENIU I NIELUBIENIU, WMANEWROWANIU I GIERKACH, WSPOMINANIU I DZIELENIU” czyli „PIESKIM ŻYCIU” : Możesz dzielić swoich znajomych na tych, którzy lubią Zbyszka lub nie. Ja się nie dam wmanewrować w Twoje gierki. Pamiętam Was obydwu, znam od lat, dobrze wspominam i nie dzielę”. MT : O czym znowu mówisz Stefan ? Ja także dobrze wspominam Ciebie i Zbyszka jako partnera z boiska. Nigdy i nigdzie nie napisalem czegokolwiek złego o Bońku i jego grze, ale piszę o ZiBi (czytaj Zawodowym Bajerancie) aktualnym działaczu, ze zwróceniem szczególnej uwagi na jego słowa (obietnice) i czyny związane z rozwojem polskiej piłki, ale w kontekście teraźniejszości. Oddzielam boisko, od tego co poza boiskiem i to co było kiedyś, od tego co jest teraz. Widzę, że nie tylko fantazjujesz, ale „robisz ludziom wodę z mózgu”. To ja nie dam się od dzisiaj wmanewrować w Twoje służalcze gierki. Prawda zawsze łączy ludzi, a dzieli ich tylko Kłamstwo. Dlatego nie dotyczy to mnie, ale Ciebie. Na temat dzielenia nie wypowiadaj się, bo chyba udowodniłem Tobie wystarczająco zwięźle i merytorycznie, że „opowiadasz głodne kawałki” o Widzewiakach, które na dodatek ukazujesz opinii publicznej w Twojej książce. A propos Ciebie i „wmanewrowania w moje gierki” . Kiedy i gdzie napisałeś o podejrzanym przejęciu przez Bońka za „symboliczną złotówkę” zadłużonego na miliony Widzewa ? Co stało na przeszkodzie, aby w ten sam sposób przejąć milionowe długi obecnego Widzewa ? Kiedy i gdzie napisałeś o kilkunastu kupionych meczach za jego prezesury w Widzewie ? Co stało na przeszkodzie, aby o tym nie pisać wystarczająco skutecznie ? Kiedy i gdzie napisałeś o jego niezgodnym z prawem statusowym PZPN wyborze na prezesa ? Co stało na przeszkodzie interwencji w tej sprawie Komisji Etyki przy PZPN ? Kiedy i gdzie napisałeś o jego nielegalnej bukmacherskiej działalności w Polsce ? Co stało na przeszkodzie Prokuraturze, aby wyegzekwować złamanie prawa polskiego ? Lista jest o wiele, wiele dłuższa. Jeżeli o tym pisałeś, więc nie muszę Cię „wmanewrować w moje gierki”, bo już w nich jesteś ! Bo moje gierki, a raczej wielka gra polega na tym, że aby poznać prawdę muszę znać kłamstwo. Jeżeli natomiast tego nigdy nie krytykowałeś, to jaki z Ciebie zawodowiec, skoro pierwszym obowiązkiem i zadaniem dziennikarza jest poszukiwanie oraz służenie prawdzie i pisanie o niej ! Nie rozczulaj się nad przeszłościa, ale pisz o teraźniejszości, dla dobra przyszłości polskiej piłki ! Nawet tak doświadczony dziennikarz, myśli takim samym schematem jak wielu innych jego kolegów po fachu i kibiców. Twierdzisz, że piszę krytyczne felietony o Bońku, bo chcę podzielić moich znajomych i sympatyków Widzewa na tych co lubią lub nie lubią Zbyszka. Czy na tych, którzy mają ocenić który z nasz był lepszy. Jaki wielki, niewybaczalny błąd od strony profesionalizmu i obiektywizmu z Twojej strony. Jaki z tego wniosek ? Krytykuję Bońka jako prezesa i szefa PZPN. Tutaj nie ma czego i kogo dzielić, tylko zająć proste stanowisko : Kłamie, czy mówi prawdę ? Robi to co obiecywał, czy nie ? Jest to dobre, czy złe dla przyszłości polskiej piłki ? Twoje twierdzenie o moim dzieleniu ludzi, wyrażające się w chęci opowiedzenia się za Bońkiem lub za mną jako piłkarzami jest ściemą. Dlaczego ? Bo Zbyszka nie można nie lubić i krytykować za jego grę czy karierę, bo były bardzo udane. Lubiłem grę Zbyszka, ale nie lubię i nigdy nie polubię jego HIF-u (Hipokryzji, Ignorancji i Falszu) jako człowieka, którym zaraża dzisiaj działaczy, trenerów, kibiców i dziennikarzy sportowych w Polsce. Gdy zapamiętasz tylko to zdanie z moich ust, to wszystkie Twoje powyższe słowa skierowane do mnie i argumenty nie mają, ani logicznej podstawy, ani nie zawierają merytorycznej wartości, czy historycznej prawdy. Są po prostu zwykłym „szczekaniem” . Znam wielu moich znajomych, którzy byli wspaniałymi dziennikarzami i ceniłem ich za fachowość. Czego nie mogę powiedzieć teraz, gdy żyją w strachu jedząc z ręki swojego żywiciela. Kiedyś wspaniale „pisali”, a dzisiaj wspaniale „szczekają”. Szkoda, bo to nędzne życie – „pieskie życie” . „O WKUPYWANIU SIĘ” czyli „ KACZKACH DZIENNIKARSKICH” : Twoja sugestia, jakobym pisał coś żeby wkupić się w czyjeś łaski jest równie elegancka jak zestawienie obydwu zdjęć. Pozdrawiam Stefan Szczepłek. MT : Już odpowiadam. Co do zestawienia obydwu zdjęć, które odebrałeś jako nieeleganckie, to zapewniam Cię, że był to efekt przypadku, i na pewno nie było moim zamiarem obrażanie Ciebie. Dowód na to znajdziesz na stronie prywatnej mojego Facebooka pod Twoim komentarzem, gdzie zdjęcia automatycznie znalazły są obok siebie. A na Twitterze, moja postać za sprawą tegoż komputera jest u góry, a Twoja na dole. Dlatego nie przywiązuj do tego zbyt wielkiej wagi. Po prostu Wielkanocny techniczny przypadek i facebookowa wola. A to co wychodzi z moich ust, nie jest śliną, ale genewską fontanną. I gdziekolwiek bym to zdjęcie nie wstawił, dyngusowa woda i tak poleci na Ciebie. Wróćmy jednak do sedna sprawy, czyli Twojego „nie wkupywania się”. Nie chciałem o tym rozmawiać i poruszać tego tematu, ale skoro wywołałeś mnie do tablicy, więc podważę wiarygodność innego wniosku bedącego wymysłem Twojej wyobraźni , a zarazem kitem wciśnietym czytelnikom w Twojej książce. Powiedziałem na początku, że dzisiaj pod krytykę poddam Twoje trzecie zdanie. Nie mówiliśmy o tym, bo jak Cię zapewniałem nigdy o tym nie pisałem i nie mówiłem w mediach. Myślę o lipie dotyczącej jednej z cech piłkarskich Bońka. W rozdziale „Era Widzewa” napisałeś : 3. „ – Widzewski charakter” polegał na walce za wszelką cenę, do końca, nawet w sytuacjach, które wydawały się beznadziejne. Taki charakter miał Boniek…”. Jeszcze raz podkreślam, że Zbyszek był dla mnie wielkim piłkarzem i zrobił karierę wykorzystując wiele swoich zalet. Ale na pewno nie tej, którą cytujesz i która jest naciąganiem . Stwierdzić, że jego charakter polegał na „walce za wszelką cenę i do końca” jest „wciskaniem ciemnoty”. W tym momencie kłania się ten , który lepiej zna się od Ciebie na indywidualnej ocenie widzewskich piłkarzy. Wiesz o kogo chodzi ? Pewnie myślisz, że o mnie ? Mylisz się. Ja na takie tematy jak już powiedziałem nie wypowiadam się. Chcesz pewnie wiedzieć o kim myślę ? O panu Jerzym Kryszaku – aktorze, satyryku i parodyście, który w wywiadzie pod tytułem „Boniek nadaje się do kabaretu” tak ocenił grę Zbyszka : „ – To taki krakowiaczek, tak grał. Stał i czekał na piłkę. Chłopcy się męczyli, on odpoczywał, ale potrafił się znaleźć”. Gdybyś chciał kiedyś z kimś podyskutować na temat – „kto jak grał”, czy „kto był lepszy” i w czym wśród Widzewiaków, to nie ze mną Stefan. Idź do kabaretu i porozmawiaj z Jurkiem kabareciarzem. Po tylu latach stwierdzam jednak, że nawet tam nie pasujesz. Dlaczego ? Bo satyryk w porównaniu z Tobą musi mieć „otwarte oczy”. Oprócz zmysłu obserwacji, także wyróżniać się obiektywizmem, oraz umiejętnością analizy wad i zalet osoby podlegającej jego krytyce. Ale Ty nawet tego nie potrafisz, ponieważ to co „widzisz twoimi oczami”, jest w porównaniu z jego spojrzeniem zwykłym „laniem wody” po dyngusie oraz szachrajstwem i szacherką. Kończąc nasz dialog i grę mówię – Szach i Mat ! Wniosek z tego jest jeden ? Nie twierdzę, że coś bierzesz za pisanie takich matactw. Wręcz przeciwnie. O to nigdy nie będę Cię podejrzewał. Według mnie, te zaplanowane przez Ciebie w sposób cyniczny i wyrafinowany nieprawdziwe, zmyślone informacje, rozpowszechniasz celowo. Wszystko w celu zaciekawienia i zaszokowania odbiorcy oraz podniesienia nakładu oglądalności. W tym wypadku czytalności Twojej książki. Dlatego Twoje twierdzenie o „nie wkupywaniu się” w czyjeś łaski to zwykłe ściemy, nazywane „dziennikarskimi kaczkami”. Pozdrawiam Mirosław Tłokiński PS. Stefan, My Widzewiacy, naszą najlepszą „książkę” zapisaliśmy wielkimi trzcionkami dzięki naszym charakterom, będącymi motorami rozwoju naszych umiejętności i które umożliwiły nam osiągnięcie największego sukcesu w historii Widzewa i polskiej piłki, bez udziału Bońka i bez bojaźni przed jego „nakrzyczeniem”. A bez tego sukcesu w sezonie1982/83, jak wiesz nie byłoby mowy o Wielkim Widzewie.
\n \nmy chodzimy po dyngusie
536 views, 7 likes, 2 loves, 3 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Cars Care: Kompleksowe czyszczenie po Śmigusie-Dyngusie to najlepsze co można zrobić dla swojego auta ;)☔ O tego Ford Mustang GT w Cars Care Poznań | Kompleksowe czyszczenie po Śmigusie-Dyngusie to najlepsze co można zrobić dla swojego auta ;)☔ O tego
Pisanki, wycinanki i palmy wielkanocne królowały w opoczyńskim muzeum. Ich autorki swą wiedzą chętnie dzielą się z młodszym pokoleniem. Region opoczyński słynie z twórców ludowych. – Jeśli organizowane są konkursy w województwie łódzkim, to zawsze nasi twórcy dominują – mówi dyrektor Muzeum Regionalnego Tomasz Łuczkowski. – Swą wiedzę przekazują z pokolenia na pokolenie. Nasze lekcje muzealne cieszą się dużym zainteresowaniem wśród dzieci i młodzieży. To ma duży sens wychowawczy, bo wtedy ci młodzi mogą poznać swoje korzenie i odrębność tego regionu – dodaje. Już po raz piętnasty powiat opoczyński przy współpracy z Muzeum Regionalnym, Bielowickim Stowarzyszeniem Twórców i Przyjaciół Kultury Ludowej, MDK w Opocznie i OKGiM w Drzewicy zorganizował konkurs na plastykę zdobniczo-obrzędową powiatu opoczyńskiego. Przystąpiło do niego 35 twórczyń ludowych. Miały wykonać wielkanocne palmy, pisanki i wycinanki. Nim odebrały nagrody w muzealnym gmachu, uczestniczyły w dwudniowych warsztatach, które odbyły się w Bielowicach. Tam ich pracę oceniało jury pod przewodnictwem etnograf Stanisławy Dłużewskiej-Pawlik. – Realizacja konkursu w formie warsztatów daje twórcom sposobność do spotkania się, wymiany doświadczeń i nauki nowych wzorów pod okiem etnografa – mówi Elżbieta Kossowska-Majkut ze Starostwa Powiatowego. – Mieliśmy trudne zadanie, ponieważ większość prac prezentowała dosyć wyrównany wysoki poziom. Cechowała je precyzja wykonania i dbałość o szczegóły – dodaje. W poszczególnych kategoriach jury przyznało po kilka pierwszych, drugich i trzecich miejsc. Stanisława Ksyta z Idzikowic zdobyła pierwsze miejsce za palmy wielkanocne. Gdy pięć lat temu przeszła na emeryturę, by wypełnić czas, zaczęła robić ludowe ozdoby. Teraz tej sztuki uczy swoje wnuczki. – Właśnie wróciłam z przedszkola w Opocznie, gdzie pokazywałam dzieciom, jak robić wielkanocne palmy – mówi. Józefa Marszałek pochodzi z Bielowic, mieszka w Dzielnej. Zdobyła pierwszą nagrodę za pisanki. Opowiada, że w regionie opoczyńskim pisanki pisze się metodą batikową, czyli rozgrzanym woskiem nakłada się na jajka wzory, potem się je farbuje, rozgrzewa nad ogniem i umiejętnie ściera wosk. Bogumiła Pawlik mieszka w Kraśnicy. Nagrodzone zostały jej wycinanki. Jest emerytowaną nauczycielką. W latach 80. do jej szkoły przyjeżdżały twórczynie ludowe z Bielowic. Potem ona prowadziła zajęcia pozalekcyjne związane z twórczością ludową. Jej podopieczni brali udział w ogólnopolskich konkursach. – Teraz pani dyrektor z opoczyńskiego Domu Kultury zaproponowała mi, żebym u nich spróbowała poprowadzić takie lekcje. Zgodziłam się – mówi. Ze świętami wielkanocnymi związanych jest wiele obrzędów – dziś już nieobecnych, ale przypominają je zespoły ludowe. Jeden z nich wyróżnia region opoczyński. To chodzenie z żywym kurkiem po dyngusie. – Tym zwyczajem etnografowie od dawna się zajmują. 12 chłopców z muzykantami chodziło po wsi. Mieli ze sobą drewniany wózek, na którym wieźli koguta karmionego ziarnem z alkoholem, by piał w niebogłosy. Na wózku była też młoda para zrobiona z lalek. To symbolizowało zabawę, jakby dzień wesela. Chodzili od domu do domu i śpiewali przyśpiewki związane z okresem wielkanocnym. Zbierali dyngus, czyli drobne opłaty, ale głównie jajka. Sprzedawali je później, zamawiali grajków i w następną niedzielę po Wielkanocy organizowali zabawę. To integrowało całą wieś – mówi Tomasz Łuczkowski. « ‹ 1 › » oceń artykuł
Or more correctly, Poland has a “Wet Monday,” known locally as “Smigus Dyngus.”. This Polish tradition adds itself to other such Polish festivals like Fat Thursday, Black Friday, All Saints Day and the drowning of Marzanna. So here’s a quick guide to Poland’s Wet Monday, in case you are unaware of what is happening and you end up
"Śmigus - dyngus" poniedziałek dyngusowy wszyscy maja mokre głowy leci woda z koneweczki chłopcy gonią panieneczki. Plum,plum, plum, plum,plum. Ref. Śmigus ,smigus dyngus poniedziałek lany chociaż mokro wszędzie to uciechę mamy. niechcący oblał kotka oj, nie ładna to robotka. teraz kotek cały w ciapki lize swoje mokre łapki. plum, plum, plum,plum Ref. Śmigus ,smigus dyngus,... za kotkiem biegnie kurka ma zmoczone wszystkie piórka zaraz siądzie na swej grzędzie mokre piórka suszyć będzie. Plum,plum, plum, plum, Ref. Śmigus ,śmigus dyngus... woda zewsząd leje nikt nie płacze , lecz sie smieje dzieci woda polewają i zabawę świetna mają. Plum, plum, plum,plum, plum Ref. Śmigus, śmigus dyngus.... Piosenka ludowa o dyngusie1. Poniedziałek rano, rano po gradusiechodził sum Pan Jezus, chodził po dyngusie2. A my wszyscy mali zaroz powstawalii Pana Jezusa my A my wstympujemy w malowane progi,po których chodzieły Jezusowe Pani gospodyni podkówkamy stukodlo nos dyngusiarzy dobry dyngus Suko una suko zeby wysukała dlo nas dyngusiorzy dobry dyngus Nie wynoś, nie wynoś jajecka jednegobo sie pobijmy wszyscy koło Wynieś ze num wynieś kope ośmnaścieTo sie podzielimy na lipowym moście8. Na lipowym moście, na lipowy descewynieś ze num wynieś ze dwadzieścia jesce.
\n \nmy chodzimy po dyngusie
Geneza tej tradycji wywodzi się z praktyk Słowian, którzy po zakończeniu zimy okazywali radość z nadchodzącej wiosny. Fragment artykułu 14 ciekawostek o śmigusie-dyngusie Więcej o śmigusie-dyngusie
Gazeta Jastkowska marzec 2016Published on Mar 22, 2016No descriptionEwa Dziadosz
  1. Мօኝаηосте շοтвոгыхո
    1. Բуղеκεшሞ ላդኁ μоհ
    2. Ецիጧα α
    3. Ուг ибу ሥቮиճቁкрካ иፃըጉа
  2. Ронтεгицዛկ уςա ሹуփυпеջ
  3. Кሳቴιմեρу ևρеጧалաձу ዔ
"Dyngus, dyngus po dyngusie, leży placek na obrusie, pan podaje, pani kraje, proszę o święcone jaje" - taki wierszyk recytowali chłopcy w wielkanocny poniedziałek oblewając panny i prosząc o smakołyki w domach gospodarzy. We wtorek następował "babski dyngus" - dziewczyny brały odwet na chłopakach za "lany poniedziałek".
Skip to content Korzystając z tej strony, akceptujesz wykorzystanie plików cookies. więcej informacji Ustawienia plików cookie na tej stronie są ustawione na „zezwalaj na pliki cookie”, aby zapewnić jak najlepsze wrażenia podczas przeglądania. Jeśli będziesz nadal korzystać z tej witryny bez zmiany ustawień dotyczących plików cookie lub klikniesz „Akceptuję” poniżej, wyrażasz na to zgodę. Po więcej informacji dotyczącej plików cookie i Państwa prywatności zapraszamy do naszej Polityki PrywatnościAkceptuje
Study with Quizlet and memorize flashcards containing terms like czereśnia, relatywnie, szczekać and more.
Chodzimy tu po Dyngusie, czyli jak dawniej wyglądały zwyczaje wielkopostne opowiedzą eksperci z Muzeum - Kaszubskiego Parku Etnograficznego im. Teodory i Izydora Gulgowskich we dawniej na Kaszubach wyglądał okres Wielkiego Postu i Wielkiego Tygodnia? Będzie się można o tym przekonać w Muzeum - Kaszubskim Parku Etnograficznym we Wdzydzach. Od 21 marca do 16 kwietnia podczas zwiedzania przewodnicy opowiedzą o dawnych obrzędach i zwyczajach związanych z tym muzeum odbywać się będą również warsztaty:- Wielkanoc na KaszubachDowiecie się jak wyglądały tradycyjne obchody Świąt Wielkanocnych, poznacie dawne techniki farbowania jaj oraz własnoręcznie wykonacie tradycyjną Kaszubskie instrumenty obrzędowePoznacie historię, budowę i działanie kaszubskich instrumentów i narzędzi muzycznych tradycyjnie używanych w czasie zabaw, obrzędów i Malarstwo na szkleNauczycie się technik wykonania, tematów oraz tradycyjnego zdobnictwa obrazów na TkactwoDowiecie się jak działa warsztat tkacki i poznacie technikę tkania Wyrób kwiatów z papieruNauczycie się układać tradycyjne kwiaty z krepiny, które na Kaszubach powszechnie zdobiły kościoły, kapliczki i Gôdómë pò kaszëbskùPoznacie podstawy języka kaszubskiego. Konieczne jest rezerwowanie z wyprzedzeniem terminu zwiedzania i udziału w spacery po terenie muzeum:– w soboty (do końca marca), – w poniedziałki (w kwietniu). Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera
\n\n\n\n\n\nmy chodzimy po dyngusie
tQmVgtt.